Są rozmaici. W każdym jednak razie moje typy mogą śmiało, bez żadnych skrupułów powiedzieć sobie za Boyem:
Nieczyści jesteśmy, i nieczyści pozostaniemy; tak orzekła ironicznie natura"
Trudno więc. Kisniet. Każdy chce żyć. Nawet prosiak. Bywa ideowiec, że dopiero w knajpie wyłoży Ci swój “światopogląd”. Natchnienie czerpie z butelki, co zapewne pochodzi z tego, iż w okresie wczesnego niemowlęctwa dokarmiano go również z butelki. Słyszymy wtedy, że u nas, to “u nas” ma swój prostacki wdzięk i każdy dureń podkreśla tę swojskość. U nas więc jest źle, zadużo indywidualności, ba, poniektóry matoł dlatego, że drugi, powiedzmy też matoł sprzeciwi mu się, określa ten bunt przeciw głupocie warcholstwem. Dalej u nas należy to wszystko jakoś podciągnąć, ostrugać, dopasować. Indywiduum, wygłaszające te herezje, a mieniące się ideowcem, należy zaliczyć do żołądkowców — jako że idea u niego ma wyłączne oparcie na tym organie i wszystko doń podciąga. Podciąga ideę przy każdej okoliczności jak spodnie opadające w dół. Ideowiec tego autoramentu utrąca kolegów przy wyborach, broni towarzysza od zarzutów swoich współwyznawców politycznych i tylko niedbale, ot tak między łykiem szpagatówki a serdelkiem wtrąca:
dajcie spokój, doskonale go znam, to porządny chłop, solidny, tylko teraz on tak trochę na lewo, czy na zielono lubi się wystawiać, demagog, mało robi i naogół szkodzi. Trochę należałoby go po łebku, tak po ojcowsku, dla upamiętnienia, ale poza tem to po—rząd—ny chłop
Zwierzątko operujące temi idjotyzmami nie jest szczególnie niebezpieczne. Nie jest to świntuch. Świntuszek.
Bywa jednak typ niebezpieczniejszy, bardziej szkodliwy, trzeźwy, rozsądny, taki na zimno grandus. I tych jest najwięcej. Wszędzie go pełno: na wsi, w mieście. Każda wieś, gmina ma ich jeśli nie kilku, to chociaż jednego — na narybek, czy jakto mówią na rozpłodek. W Łukowie spotkać go można na każdym kroku. Wysławia się, wypina, reklamuje, składa nabożnie dłonie, poleca, żebrze, proteguje. Każdą robotę podejmuje, jest uniwersalny. Ideowiec głosi, wykrzykuje “urbi et orbi” zasady zależnie od tego, kto jest np. starostą, inspektorem samorządu i t.d. i t.d. (potrzebna jest tu pewna gradacja, kto w stosunku do kogo, kiedy i t.p.) i co ten ktoś lubi. On, “ideowiec” już się dopasuje, o to niema kłopotu. Zmieni kierunek myśli, kopnie stare zasady, wywróci je podszewką do góry, bo cóż: wszystko jedno i tak brud i tak również brud. U niego to analogicznie jak u tego Marsylczyka, który mówił: “Ach, jak przyjemnie jest zmieniać bieliznę” — i wywracał brudną koszulę na drugą stronę. Ktoś znaczniejszy odchodzi, znika — on, ideowiec zostaje. Nic się nie może zmienić na lepsze, bo on, ten mniejszy zostaje i po staremu razem z nim zostają łajdactwa, tylko już odpowiednio ostrugane, dopasowane do idei. I dlatego w Łukowie wszystko po staremu. Ludzie uczciwi, ludzie posiadający odwagę cywilną są warchołami. Każdego obywatela bez wyjątku na jego przekonania polityczne winna cechować lojalność, uczciwość, stosowanie się do obowiązujących ustaw, przepisów i t.d. — ale ideowiec idzie bardzo daleko: staje się akrobatą, wywraca koziołki, uczy się chodzić po linie, umie się drapać po suficie, przekonania zmienia tak często, że nie zarezykowałbym twierdzić, czy częściej zmienia ubranie na raty. Chyba nie!
“Ideowiec” spogląda na człowieka piastującego jakąś władzę jak na barometr. Czuły jest na każde drgnięcie. Podaje ci rękę lub nie, rozmawia z tobą uprzejmie lub ordynarnie, zależnie od tego, jak się do ciebie ustosunkowuje “barometr”, a raczej nawet nie do ciebie, bo osobiście jesteś niczem, tylko do organizacji, do której należysz. Mam znajomego, z którym jego znajomi nie pokazują się na ulicy, bo nie jest mile widziany. Związek legjonistów istnieje w Łukowie od szeregu lat. Członkowie jego są przez ideowców różnie traktowani. To chyba każdy z b. legjonistów stwierdził na własnej skórze. Raz: kochani leguni, drugi raz — banda.
I tak wkółko. Albo szeroko otworzono ramiona, albo jeszcze szerzej drzwi i troskliwa prośba: paszoł! Od pewnego czasu nastała w powiecie łukowskim moda na legjonistów i peowiaków. Dzięki tej modzie, która nie wiem, czy przetrwa okresu noszenia przez pań długich aż do ziemi sukien — bywają ci szczęśliwcy znoszeni, cierpiani przez ideowców. Klepią ich nawet po łopatkach. Mniej wymagający twierdzą, że lepsze to niż walenie po łapie, jak to miało miejsce. Jednem słowem nastała, jak mówią Moskale: “peredyszka”.
“Konjunkturalny ideowiec” często bzikuje. Mimo że ma przepite gardło, astmę, nie zna nut, nie potrafi bez fałszu zaśpiewać: “Wołga, Wołga…” uczy się nagwałt “Pierwszej brygady”. Podobno w Łukowie całe stada ideowców zbierają się sekretnie w jednym lokalu, opłacają “trenera” i ten po parę godzin dziennie morduje, tłucze z nimi “Pierwszą brygadę”. Ideowiec uwierzył, że kiedy zawita do niego władza na lustrację, to zwierzchnik podejdzie do ściany, w milczeniu wskaże palcem na tekst pieśni i dawszy znak stuknięciem buta w ziemię wysłucha uważnie czy skazaniec dobrze wykonał utwór. Śpiew w odpowiedniej tonacji, z zachowaniem akcentów nastrojowych, modulacją — będzie kwalifikował pracownika.
Zapewniam ideowców, że to zwyczajna bujda. Bujdą jest również rozpowszechnianie wiadomości, że właśnie owe wartości wokalne miały decydujący wpływ na pewne “przesunięcia” w powiecie. Stwierdziłem ponad wszelką wątpliwość, że posiadanie czy brak tych walorów w niczem nie przyczyniły się do obecnego stanu rzeczy.
Bardziej odpowiadające prawdzie są inne fakty, jak n.p. zmiana portretów bohaterów narodowych, prenumerata pism, zapisywanie się na członków Bloku, tworzenie muzeum domowego ze sprzączek wojskowych, pocztówek legjonowych, orzełków strzeleckich i t.p. Ideowiec ma cały magazyn. I obojętnie kto to jest. Legjon. Jest. Chodzi po ulicach Łukowa, siedzi w biurze i tylko zakatarzonym nosem pociąga, skąd wiatr wieje. Notuje jaki jest kurs i tam swój rozbity statek z całym bałaganem umysłowym kieruje. A jak się zmieni, to co ideowiec zrobi? On się też zmieni. Będzie endekiem, chadekiem, ludowcem, pepesowcem. Trudno. Aby handel szedł. Każdy się zabezpiecza jak może. Ja osobiście jestem w porządku: mam znajomości wśród ludowców i pe-pesowców. Mój Kolega z P.P.S. obiecał mi w drodze łaski, że “gdy nadejdzie dzień zapłaty” — to zatrudni mnie przy regulacji Krzny. Serjo!
Autor: st. brzozowski
Źródło: “Podlasie” 10 czerwca 1934 r., Nr 17-18 (92-93).
Oryginalny nagłówek Artykułu
Dodaj komentarz