26 metrów jazdy po peronie4 min.

Wypadek na dworcu kolejowym w Łukowie - 1960 r.

Dwa krótkie artykuły opisujące wypadek na dworcu kolejowym w Łukowie.

Parowóz z 9 wagonami wjechał … do komisariatu.

Była godz. 7.30 kiedy na tor oporowy dworca kolejowego w Łukowie wjechała z dużą szybkością pociąg osobowy z Dęblina. W kilkanaście sekund potem zderzaki parowozu zdruzgotały grubą barierę ustawioną na końcu toru i ogromny parowóz wjechał na peron.

Zgrzyt hamulców został zagłuszony trzaskiem łamiących się desek szopy, a później echem głośnego uderzenia. Parowóz przebił następnie ścianę murowanego budynku, w którym mieści się komisariat kolejowy MO i minąwszy poczekalnię zatrzymał się w dyżurce.

Oto część rozwalonej szopy i budynek komisariatu kolejowego MO, do którego wjechał parowóz. W kilka godzin po wypadku przystąpiono do uprzątnięcia gruzu i remontu budynku. (fot. – J. Trembecki)

– Wówczas – mówi plutonowy Kazimierz Dylak – przekazywałem służbę sierż. Tadeuszowi Zgórnickiemu. Dobrze, że staliśmy w drugiej połowie pokoju, przy drzwiach bocznego pomieszczenia, do którego szybko schroniliśmy się. Pęknięcie ściany było bowiem bardzo gwałtowne. nasze życie i życie dwóch aresztantów “zawisło na włosku”. Posterunek wypełnił się kurzem i gorącą parą. W każdej chwili mógł wybuchnąć pożar. Wydostać się było trudno. Okna są zakratowane. Długo się nie namyślałem.

Mimo swej masywności, parowóz również został poważnie uszkodzony. (fot. – J. Trembecki)

Wdrapałem się na parowóz. Dzięki luce pomiędzy nimi i dachem budynku znalazłem się na peronie.

W tym czasie kolejarze i pasażerowie przystąpili do wyłamywania krat jednego z okien komisariatu. Sierżant T. Zgórecki i aresztanci zostali uratowani. Pożar nie wybuchł. Na szczęście żadnych ciężkich obrażeń nie doznali też pasażerowie 9 wagonów pociągu oraz maszynista – JAN WOJCIECHOWSKI i jego pomocnik -HENRYK BŁACHNIO (zamieszkali w Dęblinie).

Ta niecodzienna, 26-metrowa jazda parowozu po peronie i “wizyta” w komisariacie spowodowała duże straty. Poważnemu uszkodzeniu uległ również parowóz i jego remont będzie kosztował kilkanaście tys. zł.

Prawdopodobnie przyczyną wypadku było późne hamowanie.

Maszynista jednak zeznał:
– Do Łukowa przyjeżdżałem niejednokrotnie. Ale zawsze na tory przelotowe. W sobotę, dopiero na kilkanaście metrów przed kozłem oporowym, zauważyłem zmianę wjazdu. Nacisąłem hamulce. Nie działały sprawnie. Dlatego jazda zakończyła się dopiero na budynku posterunku MO.

Nieco inne zdanie na temat wypadku ma komisja biegłych z Warszawy i DOKP w Lublinie. Stwierdziła ona, iż hamulce działały sprawnie i pociąg wjechał na stację z szybkością 30 – 40 km/godz. Można więc wyciągnąć wniosek, że maszynista wjeżdżając na tor oporowy nie zdawał sobie z tego sprawy, chociaż musiał widzieć znak ustawiony obok semaforu.

Jan Wojciechowski i Henryk Błachnio zostali zatrzymani do dyspozycji prokuratora. Budynek komisariatu jest już remontowany

Autor: W. Łabędzki
Zdjęcia: J. Trembecki
Źródło: “Kurier Lubelski” nr 24, 26 stycznia 1960 r.


Na dworcu łukowskim pracują dniem i nocą

Maszynista i jego pomocnik – aresztowani

Bezpośrednio po katastrofie, jaka przed dwoma dniami wydarzyła się na dworcu w Łukowie, milicja zatrzymała maszynistę Jana Wijciechowskiego i jego pomocnika Henryka Błachnio do dyspozycji prokuratora. Wczoraj na polecenie szefa Prokuratury Powiatowej w Łukowie, obaj zostali aresztowani.

Tymczasowo ekipy budowlane pracujące dzień i noc, usuwają szybko zniszczenia. Przypuszcza się się, że w ciągu najbliższych dni nie będzie już nawet śladu z potężnej wyrwy w murze kolejowego komisariatu MO.

Autor: —
Źródło: “Kurier Lubelski” nr 25, 27 stycznia 1960 r.

Dodaj komentarz

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.