Kilkakrotnie w różnym kontekście wspominaliśmy na naszych łamach o losach pewnego obiektu w Łukowie, ilustrując „temat” zdjęciami, lecz okazuje się, że można i czasem wręcz trzeba dla historycznej ścisłości coś dodać, uzupełnić czy poprawić. Trzeba zwracać szczególną uwagę w dotykaniu czegoś, co ze względu na przemijanie, na uleganie jakimś zmianom niezależnym od człowieka, nie daje się już ściślej i dokładniej, zwłaszcza w odniesieniu do szczegółów, odtworzyć. Sądzimy po prostu, że dla porządnej wiedzy historycznej i w ogóle “dobrej pamięci” warto jest coś, co jest cenne dla naszej pamięci, przywoływać. Ostatecznie, może coś tam komuś do czegoś się przyda.
Drodzy Państwo, idzie w tym przypadku o ciekawe losy budynku. położonego w centrum Łukowa, częściowo zniszczonego podczas II-ej wojny światowej, a ostatnio zupełnie… zmienionego (?). chcemy raz jeszcze zająć się domem Państwa Klimeckich. Ta jednopiętrowa, spora “kamienica” była zlokalizowana przy ul. Piłsudskiego 4. Na pocz. XX-go wieku była własnością rodziny bardzo zasłużonej dla Łukowa. Piotr Klimecki, felczer medycyny, był znanym społecznikiem. Jego żona Kazimiera była inicjatorką założenia w roku 1908 Biblioteki Publicznej. Ich syn Leon, po studiach działał za granicą w różnych instytucjach, współpracował m.in. z wieloma wybitnymi osobistościami, jak: Henryk Sienkiewicz, Gabriel Narutowicz, Ignacy Paderewski i inni. Po roku 1918 pracował w polskiej służbie dyplomatycznej w Bułgarii, Turcji, Szwajcarii. W połowie lat 30-tach przeniesiono go na emeryturę. Zamieszkał w Łukowie. Jego siostra, Janina, była lekarką stomatologiem.
W kamienicy Państwa Klimeckich na piętrze znajdowało się ich mieszkanie, zaś w części od strony zachodniej mieściły się gabinety ze wspólną poczekalnią: technika dentystycznego Wiktora Rohrhofera i dentystyczny Janiny Klimeckiej, zamężnej z P. Kienożyckim. Parter budynku (mającego wyjście z werandą do ogrodu) od wschodu mieścił duży sklep perfumeryjno-galanteryjny, prowadzony przez Marię Hejblum (mówiło się: kupować “u Marii”…), po środku w kierunku zachodnim był mały sklep o nazwie “Wiejski”, z asortymentem nabiałowym, pozostałą część zachodnią zajmował duży sklep z obuwiem czeskiej firmy “BATA”.
Obok w kierunku zachodnim z wąskim przejściem koło kamienicy ku oficynie stał parterowy budynek, mieszczący piekarnię i cukiernię P. Wyczółkowskich, dalej przylegał do niego podobny budynek z takąż piekarnią należącą do Żyda Chajta. Nawiasem mówiąc, obie firmy funkcjonowały obok siebie normalnie. Dalej była ulica Solna, nosząca już po wojnie nazwę Spółdzielcza. Z chwilą wybuchu wojny początkowo Łuków nie odczuł jej skutków, dopiero w poniedziałek 4-go września przeżył pierwszy nalot bombowców niemieckich, który skoncentrował się na dworcu kolejowym Łuków i jego okolicy, powodując bardzo liczne ofiary ludzkie i zniszczenia domów.
Najbardziej tragicznym był w skutkach drugi nalot, przeprowadzony 7 września we czwartek. Wtedy właśnie wielkiemu zniszczeniu uległ dom Państwa Klimeckich oraz obie piekarnie, zburzone całkowicie. W domu Klimeckich była obszerna piwnica, w której schroniło się wiele osób, a które poniosły śmierć wskutek uderzenia bomby. Gruz wszystkich zasypał. Wśród ofiar znalazła się prawie cała rodzina Wyczółkowskich, mąż Janiny Kiernożycki, Zofia Schelley, żona brytyjskiego dyplomaty, technik Rohrhofer z wnuczką, córka znanego łukowskiego inżyniera, studentka Uniw. Lwowskiego Irena Majmeskuł i inni. W Łukowie właśnie noc z 6 na 7 września spędziła kolumna samochodów personelu dyplomatycznego, ewakuującego się z Warszawy do Brześcia, stąd właśnie Z. Shelley, znajoma Klimeckiego, znalazła się tutaj.
Wydobycie osób zasypanych nie mogło odbyć się zaraz, stało się możliwe po kilkunastu dniach. Liczba ofiar trudna do ustalenia, wyniosła ponad 100 osób. Piszemy o okoliczności zniszczenia budynku Klimeckich, gdyż stał się on przedmiotem “obróbki” przez filmową, ekipę niemiecką, która w październiku 1939 r. nakręciła propagandowy film, opisując w wydanej książce “Sieg in Polen” w grudniu tegoż roku jako ilustrację fragmentu walk… w Warszawie. Reprodukujemy właśnie to zdjęcie z książki w formie zrobionej i opisanej przez Niemców
Drugie zdjęcie, również zamieszczone tam mówiło o “ulicznych walkach z wrogiem”, przedstawiało żołnierza niemieckiego, rzucającego granatem w ruiny piekarni Wyczółkowskich. Leon Klimecki, zapoznawszy się ze wspomnianą książką poszedł do urzędującego w Starostwie niemieckiego Landrata, wyjaśnił mu, co jest na tym zdjęciu, zarzucając sfałszowanie zdarzenia. Niemiec go wysłuchał, obiecał kogoś tam zainteresować i… nic. W następnym wydaniu tej książki (wkrótce uskutecznionym) nie było żadnego wyjaśnienia i również samego zdjęcia. Po prostu je usunięto. Traf chciał,
że miałem dwóch świadków (z mojej dalszej rodziny) momentu, gdy Niemcy kręcili ów film propagandowy przy kamienicy Klimeckich. Dobrze skończyło się, że Niemcy zadowalając się pobiciem tych osób, przegnali ich. Właśnie oni mówili mi, zobaczywszy tę książkę, jak to wtedy tam było. Niestety, obaj już dawno nie żyją brak więc dokładniejszych informacji. Ale sprawa jest ciekawa o tyle, że prezentowane zdjęcie niemieckie znalazło się po latach w … drugim tomie “Encyklopedii II wojny światowej” (str. 140), Bogusława Wołoszańskiego, podpisane (cytuję): “Niemieckie działko przeciwpancerne na ulicy Warszawy”. Ja wysłałem do B. Wołoszańskiego reprodukcję tego zdjęcia oraz współczesne zdjęcie kamienicy Klimeckich, dołączając swoją relację. Odpowiedzi dotąd me otrzymałem. ale nie o to chodzi. Idzie w sumie o możliwie ścisłe udokumentowanie samego obiektu i jego okolicy z komentarzem, pozwalającym na nie popełnianie błędów przy kolejnych jakichś publikacjach.
By wiernie dopełnić swego zamierzenia, przedstawiam teraz trzy zdjęcia związane z tym tematem. Oglądając je kolejno możemy sobie wszystko dokładnie uzmysłowić. Wiem, że nie żyją osoby, które mogłyby wszystko poświadczyć, proszę więc Szanownych Czytelników o wyrozumiałość i życzliwe przyjęcie moich wywodów. które formułuję na podstawie osobistych doświadczeń. Mianowicie obok kamienicy Klimeckich przechodziłem stale w drodze do szkoły i w innych okolicznościach, dobrze pamiętam, co i jak mieściło się w tym budynku, leczyłem zęby u Klimeckiej-Kiernożyckiej. bywałem w wymienionych sklepach. Po uprzątnięciu gruzu ze zniszczonej części budynku przez długie lata wszyscy przechodząc widzieli to samo, aż do momentu, gdy pod koniec lat 50-tych ub. wieku zbudowano blok mieszkalny, którego parter zajmował do roku 2000 “Dom Książki”. W części pozostałej domu Klimeckich na górze mieściły się kolejno różne biura (m.in. Rady Zw. Zawodowych), na dole przez kilka lat mieściła się do końca lat 60-tych Miejska Biblioteka Publiczna, potem sklep z obuwiem (do niedawna).
Trzecie zdjęcie przedstawia zupełnie nowy budynek, wzniesiony przez prywatna firmę, po rozebraniu w ubiegłym roku starej kamienicy aż do fundamentów. Tak więc znikł obiekt mocno związany z tragicznymi dziejami naszego miasta, na jego miejscu stoi całkiem ładny, nowy budynek, nawiązujący niektórymi detalami architektonicznymi do dawnego, ale nie o to chodzi. Rzecz w tym, że parę osób ze starszej generacji Łukowian zwracało się do mnie w sprawie jakiejś formy uczczenia pamięci osób, które zginęły w tej piwnicy domu, którego już nie ma… Nie wiem, czy i jaki byłby sposób na to? Może tuż przy obecnym budynku dałoby się umieścić nieduży kamień ze stosownym napisem, może gdzieś jakąś tablicę? Naprawdę, nie wiem, nie chcę wywoływać jakiegoś zamieszania w tej sprawie. Po prostu, jako stary mieszkaniec Łukowa, jeden z niewielu jeszcze żyjących, myśląc o tej naszej przeszłości, staram się wyrazić nurtujące mnie myśli, że może coś tam, jakoś – a zresztą nie wiem.
Dodam tylko, że dla uważnego obserwatora zamieszczonych zdjęć, “dopasowanie” ich wzajemne nie jest chyba trudne. No, może jeszcze dla porządku warto wspomnieć, że po wojnie rozebrano (i tak już, podniszczony) budynek przy ul. Piłsudskiego Nr 2, przylegający do kamienicy Klimeckich, między nim u kamienicą Bisków było wąskie przejście do dawnego rynku, zrobiono więc miejsce dla obecnej ul. Chopina. W tym rozebranym budynku podczas wojny była hurtownia alkoholi firmy niemieckiej, a krótko po wojnie „nasz” sklep monopolowy. Czyją w ogóle własnością był kiedyś ów budynek – nie udało się ustalić.
Autor: T. Milewski
Źródło: “Nowa Gazeta Łukowska” 9/2015
Dzień dobry, jestem praprawnuczką Piotra Klimeckiego, dziękuje za podzielenie się historią. To bardzo ważne dla mojej Rodziny. Od wielu lat próbuje się dowiedzieć czy jest miejsce pochówku ofiar tragicznego bombardowania? Czy jest możliwość kontaktu z Panem?