Łuków A.D. 1872 r.18 min.

Łuków A.D. 1872 r.

W numerze 73 pisma “Gazeta Polska” z 1872 roku, możemy napotkać opisany przez jednego z korespondentów, wizerunek Łukowa dwa lata po wielkim pożarze który miał miejsce 16 czerwca 1870 r.

— Donoszą nam z Łukowa co następuje:

Miasto nasze dotąd jeszcze nie w całości zostało odbudowane po pożarze jaki je dotknął d. 16-go czerwca 1870 r., głównie z powodu braku cegły, której wypalaniem jakoś nikt się zająć nie chce — choć widoczne, że przedsiębierca cegielni z niewielkim kapitałem wziąwszy się do rzeczy, dobryby zrobił interes. — Mimo tej trudności odbudowano dotąd domów murowanych piętrowych 3, parterowych 5 — drewnianych i półmurowanych 36. Dom modlitwy starozakonnych, budynek piękny i taki obszerny, że mógł w sobie pomieścić parę tysięcy osób, dotąd w gruzach. Ludność żydowska liczna w Łukowie, schodzi się obecnie na modlitwę do 14-tu nowo odbudowanych domów prywatnych.

Z zakładów ogólniejszej potrzebie wygadzających, odbudowano jatkę rzeźniczą, garbarnię, olejarnię i piekarnię. Ta ostatnia jeszcze dotąd nie urządzona; spodziewamy się, że znajdzie się dobry jaki piekarz, który nas zacznie zaopatrywać w przyzwoity chleb i bułki — bo ich dotąd w miejscu nie miewamy, i aż z Siedlec musimy je sprowadzać. Fabryka mydła i świec uchroniła się od pożaru.

Znajdują się w Łukowie dwie piękne pompy z fabryki Zamojskiego i spółki w Warszawie — a rynek nasz pięknie na pierwszy rzut oka wygląda. Cóż, kiedy w jesieni i na wiosnę po najmniejszym deszczu piękny ten rynek w topiel się zamienia! Bruki popsute, nieczystości nie brakuje — choć porządek w mieście nie kosztem prywatnych, mogących się przez skąpstwo lub oszczędność zaniedbywać, ale kosztem kassy miejskiej jest a raczej ma być utrzymywany. Przy większej o porządek troskliwości nie tyleby co dziś raziły zwaliska 6-ciu domów dotąd w rynku nieodbudowanyh.

Nie możemy jakoś zdobyć się dotąd na zatarcie śladów owego pożaru — bo też i ciężkie okoliczności zwaliły się na niektórych właścicieli nieruchomości. Zgorzały np. 4-ry domy nie assekurowane, wartości blizko 1500 rubli. Ubezpieczone zaś nie były dla tego, że je właśnie świeżo zbudowano w miejscach gdzie stały inne pożarem d. 15-go września 1869 r. zniszczone — a raczej dla tego, że nim opis pobudowanych domów do ubezpieczenia podano, domy znów się spaliły. Tak więc niedbalstwo jednego człowieka, spowodowało dla pogorzelców Całkowitą stratę wartości budynku, co ich też, przy szkodzie w ruchomościach poniesionej, całkowicie zrujnowało.

Odnawianie ołtarzy postępuje nieustannie w kościele parafjalnym po Pijarskim, i mamy nadzieję, że w r. b . będą roboty w zupełności ukończone. Poparł je zmarły 21 lutego tu w Łukowie b. major wojsk Cesarsko – Rossyjskich Iwan Chalutin, zapisując na odnowienie wnętrza kościoła rs. 400.

Za marcowe błoto posiadamy w letniej porze prześliczną nową aleję do dworca kolei żelaznej, co zawdzięczamy p. Turowi b. naczelnikowi tutejszego powiatu, przeniesionemu obecnie na takiż urząd do Włodawy, gdzie jak dawniej w Łukowie, bardzo wiele już zrobił dla komunikacji, i dotąd pod tym względem pracuje.

Źródło: Gazeta Polska No 73. Warszawa, dnia 21 Marca (2 kwietnia) Wtorek, Rok 1872.

Wkrótce, na łamach pisma ukazała się odpowiedź na opublikowany wcześniej artykuł.

Korespondencja
GAZETY POLSKIEJ

Z pod Łukowa.

W Gazecie Polskiej w Nrze 73 z r. b. (1872), znajduje się artykulik o Łukowie.

Relata, retulistis, o prastarem, bo starszem od Warszawy naszem mieście. Owe jednak relata, jako artykuł w treści dla ogółu i dla nas niezbyt ciekawy, niezasługiwałby na wzmiankę, gdyby się niecechował tendencją, gdyby się niemijał z prawdą, i gdyby niedawał skutkom innych pozornych przyczyn, nad rzeczywiste i głębsze. Z tego względu należy mu się odpowiedź; chociaż między nami mówiąc, zabawne są zawsze i wszędzie burze w szklance wody, do których i ów artykulik należy, i reklamę moją zaliczam.

Skoroście z pyłu zapomnienia poruszyli Łuków, nie będziecie się pewnie gniewać, jeśli wam o nim obszerniejszej udzielę wzmianki.

Nieznane nam jest z pierwotnej swej siedziby plemię Jadźwingów; zapewne w czasie wędrówek narodów, przybyło z innemi na żyzne równiny Pannonji, gdzie część jego pozostała w teraźniejszej Jazygji i Kamanji, a reszta wyruszyła ku północy i osiadła koło Chełma, ztamtąd zaś dla przyczyn niewiadomych posunąwszy się dalej, osiadła długi pas nadbużny, od Brześcia i dalej pod Tykocin. Taką drogę pochodu w krótkich wyrazach, i siedzibę naznaczają im kronikarze. Że plemię to niemiało nic wspólnego z plemieniem lechickiem, jak chcą jedni, a i nie było pobratymcze Litwie; dowodem są słowa Stryjkowskiego (za którego czasów gasnące jego resztki żyły koło Drohiczyna), że Jadźwingi mówiącego, ani Polak ani Litwin nierozumiał. Bądź co bądź, szarpane ze strony Krzyżaków, ubogie, bo tylko myśliwstwem i wychowem bydła trudniące się, przylgnęło do Litwy, i z tą, ożywione wspólnością żądzy napadów, przez długi czas było straszną klęską dla Polski.

Krwawą łuną i strumieniem łez nakreślone są karty kronik opisujące te napady, rozciągające się w Małej Polsce aż do Sanu i Wisły, a tem straszniejsze, że jak powiada między innymi Miechowita, Jadźwingowie albo zwyciężali, albo ginęli nie cofając się nigdy. A ginęli chętnie, wierząc że żyć będą wiecznie w pieśni i pamięci narodu.

Konieczność jakiegokolwiekbądź zabezpieczenia się, chociaż cząstkowego od podobnych napadów, nasuwała myśl zakładania osad obronnych, któreby zarazem służyły za miejsce schronienia się sąsiednim mieszkańcom w danym razie. Osady te w czasach tak oddalonych i przy ówczesnych środkach wojennych, mogły być tylko zakładane wśród błot mało dostępnych lub gór stromych. Granica od strony Jadźwingów nieposiadała tych ostatnich, pozostały więc tylko błota i trzęsawiska. I ta to okoliczność bezwątpienia dała początek dzisiejszemu Łukowowi, jakoby miastu wśród ługów czyli łąk leżącemu; tem to prawdopodobniejsze, że wedle kronikarzy, ziemia Łukowska lasem zarosła, stanowiła szlak napadów. Mokre łąki dziś Łuków otaczające, nie mogą iść w porównanie z błotami, jakie przed 30tu laty istniały, w zaroślach których kryły się jeszcze rysie; a zapadnięte posady zamku przed wieki zbudowanego, z których dziś czasem kawał gruzu z błota się wydobędzie, i kamienna brama w ziemię zapadła, niedawno przy restauracji jednej posesji wśród miasta odkryta, dają wyobrażenie ówczesnego topograficznego położenia.

Dziś streszcza się ono w kilku wyrazach: równina bez spadu wśród błot, otoczonych nic nieznaczącemi pagórkami, o podłożu nieprzepuszczalnem, gliniastem, z warstwą rodzajną głęboką, gliniasty czarnoziem.

Zaznaczywszy to ubocznie, przebieżmy krótko historyczne momenta tej osady. W jej to okolicy rozgrywało się Jadźwingów, być albo nie być, około roku 1262, i kwesty spokoju dla ówczesnej polskiej społeczności z tej strony.

Na Równem pod Łukowem, któreto miejsce dziś zdaje się być zajętem przez wieś Powarze (co wspiera i kopiec już nieistniejący, Pieniężną górką zwany), przy osobistem znajdowaniu się Bolesława Wstydliwego długo trwał zacięty i niepewny bój, zakończony Śmiercią Komjata, wodza Jadźwingów i zwycięztwa rycerstwa z całej Polski zebranego, pod wodzą Żyndrama, Miecznika Krakowskiego. Siedziby Jadźwingów zajęte, część ich samych wytępiona zupełnie, część ochrzczona przymusowo została. Reszta schroniła się do Litwy, z którą jeszcze bardzo długo występuje w historji.

Ani biskupstwo erygowane w tych czasach, ani sprowadzona załoga Templarjuszów utrzymać się w Łukowie nie mogły: bo szlakiem tym powtarzały się dalsze napady Litwy, a szczególniej w latach 1272, 1283 a nawet 1372. Pod Łukowem w jednym z tych napadów porażonym był Witenes książe Litewski, wracający z masą niewolników i łupów zdobytych po 10-tygodniowym rabunku, aż po Sandomierz posuniętym.

Przeznaczenie swoje jako osada wojenna skończył Łuków dopiero ze wstąpieniem na tron domu Jagiellonów; ale rzecz dziwna — zaszczycany bardzo częstemi odwiedzinami królów przy przejazdach ich na Litwę, otrzymując prawie od wszystkich aż do ostatniego znakomite ulgi i przywileje, niezdołał podnieść się i odznaczyć w jakimkolwiek względzie, a nawet, uróść w rozległość, coby pokazywały jakiebądź ślady. Dla miasta z przeznaczeniem żywotnem, pożary jakich miał doświadczyć Łuków w r. 1533 i za Rakoczego r. 1656 nicby nie znaczyły. Niepodźwignęły go także sławne, jak niesie tradycja, na całą Polskę jarmarki, które zczasem przeniosły się do Łęczny. Niewzniósł się i naówczas, gdy Pijarzy osiadłszy w niem, założyli szkoły, które w ostatnich czasach ich istnienia do 600 liczyły uczniów, i gdy jednocześnie istniał w niem powiat, Sąd Poprawczy i Sąd Pokoju, – bo brakło ducha w mieszkańcach, aby przemysłem i zabiegłością zrównoważyli niekorzyści wynikające z nieodpowiedniego do rozwoju z innych względów położenia miasta. Mieszczanie zadowoleni z dochodu czasowego z lichych mieszkań, niestarali się wznosić lepszych budowli i trawili czas na próżnowaniu; a żydzi zajmowali się nie handlem, którego we właściwem znaczeniu i dotąd niema, ale drobnym przemysłem i szachrajstwem z dnia na dzień. Kto chce sprawdzić ten pogląd na ostatnie czasy, niech zajrzy do regestratur sądowych; są one najlepszą statystyką moralności zbiorowej danej miejscowości.

Łuków dzisiejszy nie jest tym, jakim był przed laty 20tu. Pożar i kolej żelazna znakomicie go odrodziły. Nie można żądać, aby lat kilka zrobiły to, czego setki lat nie zrobiły; wątpię jednak o pomyślnej Łukowa przyszłości, jeśli lepszy duch nieożywi bezwładnego umysłu mieszkańców.

A teraz odpowiedź korespondencję.

Gdyby korrespondent chciał był mieć na względzie powyższe topograficzne położenie naszego miasta i chciał się przekonać, że pod brukiem na rynku głównym dziś istniejącym, są jeszcze dwa zagręzłe bruki; że przed laty kilkudziesięciu na tym samym rynku znajdowało się okno myśliwskie, na które zapadały dzikie kaczki; że rynsztoki nie mogą mieć lepszego spadku; to zamiast ganić, dziwiłby się dobremu stanowi naszych bruków, zwłaszcza przy ruchu i dostawach, jakie się odbywają z otwarciem kolei żelaznej; a porównawszy bruki te z brukami dolnych ulic Warszawy i Pragi, na których i w dorożce na resorach nie zawsze zęby są w bezpieczeństwie, poświęciłby kilka wyrazów podziękowania ochrypłej po każdym deszczu i roztopach miejscowej policji, uganiającej się ze mieszkańcami różnych wyznań, dla przyprowadzenia rzeczy błotnistych do porządku. Gdzieindziej przemyślni mieszkańcy płacą kasom miejskim za wolność zabierania nieczystości i błota z rynków i placów, dla zużytkowania ich w gospodarstwie roinem; w Łukowie kasa miejska płaciła dawniej 75, dziś 110 rs. zato żeby je brano.

Dwóch rzeczy potrzeba nam dla utrzymania zewnętrznego porządku, jeśli już tylko o niego idzie: ludności porządnej, pracowitej i przemyślnej, i spływu biegiem leniwej i błotnistej, niby rzeki Krzny aż ku Międzyrzeczowi, któryby niedozwalał wodom wiosennym wylewać aż pod domy miasta. Wówczas nieskrzeczałyby i nielęgly się pod podłogami mieszkań żaby.

Obecnie ludność Łukowa chrześcjańska wynosi 1710, żydowska 3690, razem 4400. W niedalekiem okręgowem mieście Żelechowie, znajduje się z 50 młynków ręcznych do wyrabiania kaszy, która się rozwozi do miejsc odległych; jest kilku sitarzy, fabrykant wcale udatnych młynków do czyszczenia zboża; paru tkaczy wyrabiających wcale niezłe dywaniki. Zresztą kilku rzemieślników wyrabiających skrzynki wyprawowe dla dziewuch wiejskich. Sokołów zamieszkują kuśnierze rozwożący swe wyroby aż do Litwy. Taka licha mieścina jak Łosice, zaopatruje ze dwa powiaty w ogórki, obok pracowitości mrówczej przy roli. Co robią mieszczanie Łukowscy? Zawsze ich zastać można na forum, narażających się, który szynk zasługuje na pierwszeństwo. A mamy na tę niewielką ludność aż 32 szynki, tak w dzień powszedni jak i świąteczny ożywione, i będące prawdziwą ironją motywu wstrzemięźliwości. Tych szkółek elementarnych próżniactwa mniej nam potrzeba. Potrzeba nam mniej szewców i krawców, mających inne zwykle nad krawiectwo zatrudnienie; a potrzeba nam ze dwóch porządnych krawców, którzyby umieli chociaż znośne uszyć odzienie; potrzeba nam chociaż jednego porządnego kołodzieja, kowala, trzeźwych mularzy, i chociaż ze dwóch uczciwych rzeźników – bo rzeź o której ów p. korrespondent przepomniał, jest dla nas prawdziwą piętą Achillesa. Przed laty kilku obrachowałem, że na naszą ludność z rzezi utrzymywało się razem 62 osób wyznania mojżeszowego; to za wiele, aby uczciwie wykonywać fach rzeźniczy. Ta okoliczność zasługiwała i zasługuje na uwydatnienie.

Pożar zawsze i wszędzie jest straszną, bezwzględną klęską; a jednak w rzeczywistości nie był on dla Łukowa w skutkach tak strasznym. Czem był Łuków przed pożarem, przekonywa i powierzchowność i wnętrze domów żydowskich ocalałych od ognia, za bóżnicą położonych, murowanych przy ulicy głównej, popękanych i spaczonych. Największy jeden z takich murowanych piętrowych domów w ulicy Międzyrzeckiej, z rozporządzenia władzy rozebrano, jako grożący niebezpieczeństwem. Czem jest teraz Łuków, przekonać się można z wnętrza i powierzchowności nowowybudowanych domów; i w tych jest żydowskie niechlujstwo, ale nie mieszka już w hamakach okrętowych familja nad familją i przez walące się ściany kija przesadzić nie można. Rzecz szczególna: nawet ubiór starozakonnych uległ niejakiej zmianie ku lepszemu. Władza pośpieszyła po pożarze ze wsparciem w ilości 7000 rs., przy rozdziale których uwzględniono tę okoliczność, że parę osób poprzednio pogorzałych, odbudowawszy się, niepośpieszyły z nowem ubezpieczeniem, i znowu poniosły szkodę przez pożar. Odbudowanie tak szybko postąpiło, że wbrew korrespondentowi, znając od dawna mieszkańców, dziwimy się liczbie odbudowanych domów, i odbudowanych porządnie. A jeśli nie wszystko odbudowano, nad czem ubolewa korrespondent, to składają się na to następujące okoliczności: że w przewidywaniu przyszłości, władza nakazała zamożniejszym pogorzelcom pokrywać dachy blachą, co tylko na uznanie zasługiwać może, i co wstrzymało niedawno wynikły pożar łaźni; że plan odbudowania nieubłaganie jest przestrzegany, – co również tylko uznanie wywołuje; że pożar spowodował między pogorzelcami liczne spory possessoryjne i działowe; że wreszcie reszta nieśpieszy sama z odbudowaniem, bo pomysłowe, przemysłowe, spekulacyjne i wyrafinowane obroty z wziętem w całości wynagrodzeniem za pogorzel, zdolne będą w połowie z korzyści osiągniętych, uskutecznić budowę w czasie późniejszym.

Między starozakonnymi łukowskimi prawo mojżeszowe o procentach poszło na lewo; sami sobie płacą najmniej 16%. My nic nie płacimy!! Modlitwy nawet ważą się na łuty. We względzie pogorzeli, jeden tylko nosiwoda łukowski był sprawiedliwym; zapytany ile utracił, oświadczył że zyskał zł. 15.

Że żydów jest u nas tak wiele i odrębnej kasty – bo przed laty kilku było jeszcze trzech takich, z którymi w czynnościach urzędowych rozmawiać trzeba było przez tłumacza, ze szkodą i dla samych żydów i dla nas, podziękować należy pamięci naszych dawnych Starostów, później adjunktów, niektórych burmistrzów i w części podsędków. W ciągu lat 23 ostatnich starozakonni łukowscy mieli tylko dwóch rabinów; Morgensztera, człowiek na swoje stanowisko bardzo światły, w kilka miesięcy wyniósł się do Łęczycy; drugi i ostatni bawił w Łukowie nie dłużej nad trzy lata i oddalił się również. Dozorom bóżniczym było bardzo wygodnie bez rabina! a reszcie mieszkańców bez hamulca duchownego.

Roztkliwienie się korrespondent nad gruzami bóżnicy mniej jest uzasadnione; bo najprzód nikt żydom nie broni pośpieszyć z jej budową, a po wtóre mniej ona im jest potrzebną; mają bowiem już dom modlitwy z gruntu odbudowany, który na długo wystarczyć może. Bo nietylko teraz, jak utrzymuje korrespondent, ale od dawnych czasów schodzili się oni i schodzą do domów prywatnych; a jeśli idą na modlitwę do bóżnicy, to najczęściej o tym czasie, kiedy w w innych miastach dawno modlitwy pokończone. Przytem korrespondent skrupulatnie obrachowawszy aż 14 domów prywatnych do odbywania modlitwy, przypomniał nadmienić o licznej sekcie Chassydów, szukających zawsze odrębnego na to miejsca.

Żadna garbarnia ani olearnia, ani istniejąca przed pożarem piekarnia chrześcijańska, nieuległa zniszczeniu, niepotrzebowała więc być odbudowywaną; ta ostatnia nieco tylko została uszkodzoną i na drugi dzień po pożarze już funkcjonowała. Piekarz tylko Włoch Ferrari, musiał się wynieść, tak jak przed nim Niemiec Thiel, z powodu zabiegów starozakonnych; a piekł on ładne bułki i chleb, i posyłać po nie do Siedlec nie trzeba było. W tym względzie opieka władzy nad piekarzem chrześcjaninem przydałaby się bardzo, choćby dla wzbudzenia konkurencji; bo zkądinąd pieczywo jest jeszcze u nas znośne, a i w mieście gubernjalnem często w pierwszej restauracji z gorszym od naszego chlebem spotkać się można. Opieka ta jednak zawsze będzie bezsilną, bez współudziału mieszkańców chrześcjan.

Już wyżej powiedziałem, że pośpiech w odbudowaniu domów spalonych nie leży we wszystkich starozakonnych interesie, i przyczyna zwłoki w tym względzie na karb braku cegły kładzioną być nie może. Są tuż pod Łukowem dwie cegielnie; jedna chrześcjańska, na tak zwanem starostwie, jak dotąd i co do wymiarów cegły i co do dobroci, wyrabiająca ją uczciwie; druga żydowska o wiorstę od miasta, z której cegła już gorszą być nie może. Kiedy przed trzema laty władze wiejskie użyły środków energicznych dla usunięcia po wsiach kominów stagowych i jedna i druga cegielnia nie mogły nastarczyć cegły do kominów, pomimo że połowa jej w chatach wiejskich zastępowaną była kamieniami. Nawet i cegielnia w Brzostowcu w Radzyńskiem, wyrabiająca najlepszą cegłę w okolicy, miała korzyść. Dziś kiedy się Łuków odbudowywa, niema cegły! bo żydowska solidarność nie chce dać zarobku przemysłowi chrześcjańskiemu, bo jest interes w tem żeby zwlekać. Jeśli moje zdanie jest mylne, czynię każdemu chętnemu następną propozycję: o 5 wiorst od Łukowa mam glinę garncarską, a więc tłustą; piasku do niej znajdziemy; odstąpię bardzo tanio przestrzeń do eksploatacji, i zaręczam że zrobi – zły interes.

Żadna z władz nie dba o pochwały pojedynczych indywiduów: wynurzenie jednak uznania zawsze jest sprawiedliwością, a czasem i jedyną nagrodą za trudy i mozoły. “Amicus Plato – sed magis amica veritas.” My jeszcze bardziej kontenci jesteśmy z teraźniejszego naczelnika. Niewymagając czczych oznak, choćby powierzchownych głębokiego uszanowania, cichą, nie obrachowywaną na effekt działalnością więcej robi, jakby się to z pozoru zdawać mogło. Czystość w Łukowie jest większą teraz, bo i bocznych sięga ulic. Nasz szpital, nad którym on czuwa ze szczególną troskliwością, jest wzorowo utrzymywany. Skwer prawie własnym kosztem naczelnika utrzymywany, z płatnym przezeń ogrodnikiem, pozwala nam cieszyć się małą oazą zieloności w tem miejscu, gdzie się dawniej odbywały wyścigi jarmarczne. Ale co najważniejsza, na odpowiedzi w żądaniach naszych nie czekamy po pół roku i więcej; władze wiejskie niedorosłe jeszcze skali swego przeznaczenia, są trzymane w granicach właściwych i kontrolowane.

Co do mnie, tębym tylko zrobił uwagę, że nasz cmentarz na tak obszerną parafję jest zaszczupły, bo wątpię żeby zawierał więcej nad dwie morgi. Na jednej części praktykuje się czteropolowy płodozmian, a skutki jego takie, że niespróchniałe kości ustępować muszą miejsca świeżym zwłokom. Tak wiele jest ziemi! a nawet do rozdania, tuż obok cmentarza. W imię zmarłych i żyjących mających kiedyś tam spocząć, prosimy chociaż o jednę morgę. Prosimy o rzecz bardzo małą, bo zapewne długo, i daj Boże jaknajdłużej, nie będziemy używać zachodniego przemysłu, do zamiany kości przodków na chleb powszedni.

Autor: Józef Zawartki
Źródło: Gazeta Polska No 96. Warszawa, dnia 20 Kwietnia (2 maja) Czwartek, Rok 1872.

Dodaj komentarz

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.