JEDNO wyróżniało Łuków spośród wielu podobnych miasteczek: węzeł kolejowy. Tutaj krzyżowały się szlaki kolejowe prowadzące z Warszawy przez Siedlce do Brześcia i dalej na wschód, z liniami kolejowymi wiodącymi do Lublina i Dęblina.
Rzecz jasna, tego rodzaju węzeł kolejowy spełniał w warunkach wojennych szczególną rolę w połączeniach pomiędzy frontem a zapleczem. Taką też rolę zaczął odgrywać od dnia tajnej mobilizacji armii polskiej w 1939 r.
Do 4 września 1939 r. ludność miasteczka znała przebieg wojny jedynie z prasy, z komunikatów radiowych oraz z wiadomości napływających ze stacji, gdzie ruch pociągów był coraz większy. Właśnie tego dnia oprócz pociągów wojskowych, stojących na bocznicach, pociągów osobowych zatłoczonych ewakuowaną ludnością, na stacji znalazły się również transporty ludności cywilnej ewakuowanej z okolic Mławy i Ciechanowa.
Była godz. 16, gdy syreny rozpoczęły zawodzić na alarm a uporczywe brzęczenie silników lotniczych zaczęło drążyć ciche do tej pory powietrze. Samoloty nadlatywały luźnym szykiem, po kilka. Ich atak na dworzec zamienił się w masakrę ludności, albowiem transporty wojskowe odjechały wcześniej. Bomby zrzucone z bardzo dużej wysokości prawie w ogóle nie uszkodziły głównego budynku stacyjnego, ale trafiły w wiele wagonów z ludnością, w domki znajdujące się obok stacji, upadły na pola. Samoloty zrzuciły ponad sto kilkadziesiąt bomb, głównie w rejonie stacji głównej oraz kilka w rejonie Łapiguzu, prawdopodobnie atakując bezskutecznie niewielkie koszary, w których znajdował się ośrodek zapasowy kawalerii. Kolejarze twierdzili, że bombardowano stację Łapiguz, ponieważ stał tam transport wojskowy.
W trzy dni później, 7 września, w późnych godzinach popołudniowych, mieszkańcy Łukowa przeżyli jeszcze silniejsze bombardowanie. 18 bombowców zrzuciło kilkanaście najcięższych bomb, ważących 900 kg każda, kilkadziesiąt bomb mniejszego kalibru i wiele zapalających. Celem ataku stało się wówczas śródmieście Łukowa. Był to dzień, kiedy największa fala uciekinierów dotarła z Warszawy do Łukowa.
Niemieckie samoloty szturmowe przelatują nad Narwią.
Bombardowanie było całkowitym zaskoczeniem. Zniszczone zostały: kamienica Kiernorzyckich1)powinno być – Kiernickich, a w niej prymitywny schron z 50 osobami, ocalała tylko dr stomatolog Kiernorzycka. Druga bomba 900 kg trafiła w sąsiednią piekarnię Wyczółkowskich, przepełnioną uciekinierami. Inne bomby zburzyły lub spaliły cały kwartał domków wokół kina, a także kamienicę Wilczyńskich oraz inne, przy ul. Piłsudskiego. Zburzone zostały lub zapalone także domy przy innych ulicach.
W każdym razie straty były jeszcze większe niż poprzednio, a tragedie ludzkie przerażające. Zapamiętano szczególnie pułkownika (attache wojskowego) z ambasady brytyjskiej, który szalał na gruzach kamienicy Kiernorzyckich, chcąc dokopać się do schronu, gdzie przebywała jego młodziutka żona, Polka. Pułkownik miotał się z rozpaczy i bezsilności, błagał ludzi na kolanach, żeby mu pomagali ratować, wpychał do rąk przygodnie spotkanych osób zwitki banknotów, wreszcie zmobilizował kilku strażaków i żołnierzy do akcji ratowniczej. Ekipa uratowała jedynie lekarkę Kiernorzycką, reszta osób w nim przebywających była zabita.
Także 10 i 11 września Łuków był bombardowany i ostrzeliwany z broni pokładowej, ale były to ataki pojedynczych samolotów.
Fakty te, chociaż bardzo okrutne, nie mają znamion sensacji wojennej, wszak Luftwaffe bombardowało wówczas nie jeden dworzec i nie jedno miasteczko. A Jednak wielki atak na Łuków w dniu 7 września, nie był zwykłym nalotem terrorystycznym, jakich wiele stosowali Niemcy we wrześniu. Był to nalot, który miał zniszczyć ewakuujące się ambasady Anglii i Francji, a kierowany był przez specjalnie przeszkolonych spadochroniarzy.
Następnego dnia po pierwszym bombardowaniu wyjechałem wraz z liczną rodziną do znajomych, gdzie zamieszkaliśmy pod samym kompleksem lasów Jagodne — Gręzówką. Jeszcze tego samego dnia, czyli 5 września, w godzinach południowych usłyszałem nisko lecący samolot. Po chwili go zobaczyłem. Znajdował się na wysokości 300—350 metrów nad lasem, w odległości około 2000 metrów, na północny-zachód od wsi. Znaków rozpoznawczych nie zauważyłem, ale przeczuwałem, że to samolot hitlerowski. Od maszyny oderwały się trzy spadochrony i zaczęły spływać w dół. Patrzyłem zdumiony. Ponieważ samolot po chwili zawrócił o równe 180 stopni, pobiegłem do domu po lornetkę. Gdy był nad tym miejscem, co poprzednio, ponownie wyskoczyło zeń dwóch spadochroniarzy i wolno opadali na las, kołysząc się na spadochronach. Następnego dnia o tej samej południowej porze rozległ się nad lasem charakterystyczny dźwięk silników. Pobiegłem po starszą ode mnie kuzynkę, która była instruktorką Przysposobienia Wojskowego. Zdumiona razem ze mną oglądała skoki spadochroniarzy z niemieckiego samolotu, w tym samym miejscu co poprzednio. Działo się to mniej więcej w okolicy Gajówki Widok.
Defilada wojskowa w Łukowie (1938 r.) przed ówczesnym starostwem. Widoczny na zdjęciu budynek to przedwojenny szpital. Zdjęcia z archiwum Jerzego Piastowskiego.
Po długiej debacie rodzinnej postanowiliśmy zawiadomić wojsko i w tym celu udaliśmy się furmanką do Łukowa. Już w Zimnej Wodzie, w sąsiedztwie Łapiguza, zastaliśmy dużo wojska i po pertraktacjach z nic nie rozumiejącym z tego co mówiliśmy sierżantem, a później porucznikiem, doszło do rozmowy z majorem, szefem ośrodka zapasowego, któregoś pułku kawalerii. Wylegitymowawszy moją mamę i kuzynkę. przyjął poważnie całą sprawę. Nazajutrz był wspomniany drugi ciężki nalot i zaraz obława na lasy, zorganizowana przez wojsko. Nie wszyscy żołnierze rezerwy mieli broń, natomiast miała ją cała kadra od starszego strzelca wzwyż i co trzeci, czwarty żołnierz niósł karabin. Wzięto natomiast erkaemy, mniej więcej po jednym na drużynę.
Obok wspomnianej polany po krótkiej walce rozbito hitlerowską grupę spadochroniarzy, przy czym kilku wzięto do niewoli. Inni wcześniej odeszli do zadań wyznaczonych im przez ośrodek hitlerowskiej dywersji i sabotażu. Aresztowani zeznali podobno — mówił o tym wspomniany major z ośrodka zapasowego w Łukowie, że będąc w południe i w następnych godzinach w mieście widzieli kolumny ewakuacyjne ambasad oraz polskich ministerstw, zgrupowane w środku miasta, więc po powrocie do lasu, uruchomili zrzuconą wraz z nimi radiostację i nadali do swojej centrali szczegółowe informacje. Gdy wyprawa bombowa dotarła nad lasy Jagodne, jeszcze raz skomunikowali się z dowódcą nalotu przekazując mu dokładne dane, co do obiektów bombardowania.
Zeznania te pokrywały się na ogół z naszymi obserwacjami.
Otóż w późniejszych godzinach popołudniowych 7 września w rejon lasów Jagodne zaczęły nadlatywać bombowce Luftwaffe tworząc duży, kilkukilometrowej średnicy krąg na dużej wysokości, po którym to obwodzie samoloty latały wkoło trójkami. Patrzyliśmy Jak urzeczeni na samoloty dobrze widoczne w bocznym oświetleniu słonecznym. Ten przedziwny krąg bombowców z wolna przesuwał się znad południowego skraju wsi Jagodne w kierunku wschodnim i zakończył swój kołowrót w rejonie Niedźwiedziego Kąta. Stąd odlatywały nad swoje cele.
Nie wiedzieliśmy, co oznacza to krążenie. A to wówczas hitlerowcy porozumiewali się drogą radiową co do celów. Po upływie 5 – 7 minut samoloty zaczęły wysuwać się trójkami z kręgu, po którym latały, biorąc kierunek na Łuków lub Siedlce. Po chwili usłyszeliśmy wybuch bomb.
W międzyczasie jednak, o czym nie wiedzieli niemieccy spadochroniarze, kolumny ewakuacyjne ambasad usunęły się z centrum miasta na jego obrzeża, parkując pod drzewami obok gimnazjum i liceum, na podwórku gimnazjum żeńskiego przy ulicy Ogrodowej, na ulicy Stodolnej przy szkole powszechnej, w pobliżu cmentarza i w innych miejscach i nie znalazły się pod bombami. Wieczorem większość samochodów wyjechała z miasta w stronę Radzynia. Z personelu ambasady angielskiej pozostał na miejscu jedynie wspomniany pułkownik ratujący swoją młodziutką żonę. Rodzina wzniosła jej później piękny pomnik na tamtejszym cmentarzu.
Tak więc ciężki nalot na Łuków w dniu 7 września 1939 r. był spowodowany działalnością hitlerowskich spadochroniarzy wywiadowców i miał na celu zniszczenie ewakuujących się ambasad a nie polskiego sztabu generalnego jak to niektórzy sugerują.
W kilka miesięcy później, w okupowanym Łukowie, staraniem rodzin, odbyła się ekshumacja kilkudziesięciu zabitych w czasie drugiego bombardowania i pochowanych w zbiorowej mogile obok kina. Ciała Innych pochowano wcześniej na miejscowym cmentarzu, lub zabrane zostały przez rodziny.
Autor: Jerzy Pelc – Piastowski
Źródło: nr 40, 1.10.1978 r.
Przypisy
↑1 | powinno być – Kiernickich |
Dodaj komentarz