Domy znane i nieznane I7 min.

Dom przy ulicy Piłsudskiego.

Nigdy więcej nie widziałam takiego domu…

Dzisiaj często mijamy nie przypominający dawnej świetności dom rodzinny Janiny Rackiewicz-Fabiarkiewicz Szyrkowej. Pisarka ta urodziła się w Łukowie i tu spędziła swoją młodość. Cechowała ją wielka miłość do Ojczyzny oraz wiara w drugiego człowieka. W swojej książce “Gdzie nie śpiewały ptaki” wymienia szereg zdarzeń i ludzi tworzących historię naszego miasta, którzy poświęcili swoje życie za nas. Dlatego też warto pamiętać o niej, o jej książce i warto “zajrzeć” choć na chwilę do jej rodzinnego domu. Znajduje się on przy ulicy Piłsudskiego 41 (ówczesna Siedlecka), gdzie obecnie mieszczą się sklepy z artykułami tekstylnymi, chemicznymi oraz salon gier komputerowych.

Tak wspomina dzisiaj o tym domu pani Maria Zdanowska z domu Kurkowska, jedna z przyjaciółek p. Janiny Fabiarkiewicz Szyrkowej: “Nie pamiętam, kiedy poznałam Jankę… Wiem, że byłam sześcioletnim dzieckiem i było to niedługo po śmierci jej mamy, która zmarła na gruźlicę. Spotykałyśmy się często, nawet codziennie. Chodziłam tam i bawiłyśmy się. Nasza przyjaźń umocniła się jeszcze bardziej, kiedy znalazłyśmy się w tej samej klasie, w prywatnym Gimnazjum Żeńskim, którego dyrektorem był Kazimierz Józef Białecki. W tym budynku mieściła się potem szkoła muzyczna (obecnie on nie istnieje). Trwało to przez II,III,IV klasę. Później na moment drogi nasze się rozeszły. Ale przyjaźń pozostała…”.

Opisany w artykule dom przy ul. Piłsudskiego 41 (2002 r.) Foto. Z. Pasik

Dziś w budynku znajduje się piwiarnia “Warka” (2013 r.)

Musiał to być niezwykły dom i jego mieszkańcy, jeżeli wywarło to ogromne wrażenie na sześcioletniej dziewczynce. I przez tyle lat przebywania w nim, ani na chwilę zachwyt ten nie zmienił się.

Prawdopodobnie posesja ta odkupiona była na raty od państwa Kinelów; dom koloru siwego posiadał ganek z oszklonymi szybkami. Początkowo był mniejszy i p. Rackiewicz jako inżynier zaprojektował dobudowę domu.

Po wielu latach podczas jednej z rozmów telefonicznych z p. Marią Janina zwierzyła się: “Mój tatuś mówi, że z widoku z góry, wygląda jak samolot…” I to była prawda.

W części dobudowanej (w środku domu) znajdowała się bardzo duża kuchnia z pokoikiem dla służącej i kucharki, dwie spiżarki i sień. Z kuchni przechodziło się do przedpokoju. Tam też znajdowały się szafy, szafki, bieliźniarki.

Po prawej stronie była sypialnia z bardzo ładną marmurową umywalką (w tym czasie nie było wody bieżącej), ozdobny dzban, miednice, przybory do mycia. Wszystko to gustowne, eleganckie, dopasowane kolorystycznie. Tam też stało łóżeczko Janki i łóżko p. Rackiewicza. Kapy i narzuty były z dobrego materiału. Przeważała kolorystyka bieli. “Kto wchodził do niego stawał w zachwycie”. Kwiatów było niewiele, ale bardzo wysokie. Zauważyć można było ozdobną zamykaną szafkę (chyba bieliźniarkę). Ponadto mieściły się tam foteliki, szafka na książki, maleńki stolik, przy którym Janka odrabiała lekcje. Wykończeniem pięknej sypialni był dywan i odpowiednio dobrane firanki.

Z sypialni wchodziło się do saloniku, wyposażonego w foteliki o oryginalnie rzeźbionych, powyginanych ozdobnie oparciach, pokryte pokrowcami w różowo-białe pasy, oraz stoły: duży na środku i mniejszy z boku, o blatach na wysoki połysk, przykryte serwetkami. Podłoga była pomalowana i zawsze błyszcząca. Uroku dodawały temu wnętrzu ściany z obrazami w grubych pięknych ramach – przedstawiającymi krajobrazy i portrety.

Z salonu przechodziło się do pokoju p. Gabrieli, cioci Janki. Był on skromniejszy, ale jasny jak pozostała część domu. Całe jego umeblowanie stanowiły: kanapka, biurko, stolik i fotelik. Wychodziło się stąd do sionki, drugiej części domu, gdzie mieściło się biuro p. Rackiewicza. W dwóch pokojach – dużym i mniejszym (z wyburzoną ścianką działową) pracowali urzędnicy Zarządu Drogowego. Późnymi popołudniami Janka z koleżankami mogła się w nim bawić za pozwoleniem ojca. Salonik, pokój p. Gabrieli i biuro znajdowały się we frontowej części domu od ulicy.

Od podwórza mieścił się gabinet p. inżyniera Rackiewicza. Umeblowanie stanowiło biurko, półka, szafka i nieduża ilość kwiatów. Najbardziej urzekała lampa elektryczna (w tamtych czasach rzadkość) z zielonym kloszem, która dawała spokojne światło. Tam pan Rackiewicz pracował do późna.

Z gabinetu wychodziło się bezpośrednio do pokoju stołowego, w którym dominował postawiony na środku podłużny stół z rzeźbionymi nierówno brzegami, ładne krzesła z wysokimi oparciami, kredensy ustawione na dwóch różnych ścianach. Przy nim zbierały się koleżanki małej Rackiewiczówny (dwa razy do roku), by święcić jej imieniny i urodziny. Wśród zaproszonych gości bywała również Wanda Gniewieska. Podawano przysmaki przygotowane przez p. Gabrielę – kakao z pianką, ciasto i lody. Najbardziej smakowita była pianka, dlatego też dziewczynki “dokładały ją sobie bez końca”. Z saloniku drzwi prowadziły do ogrodu, który był uwieńczeniem tego domu.

Część ogrodowa dzieliła się na kwiatową i warzywniak. Ogród warzywny znajdował się z prawej strony domu, idąc od bramy, za budynkami gospodarczymi i szopką, zwaną “drwalką”. Tym warzywniakiem zajmowała się p. Gienia (kucharka) lub jej młodsza siostra, która dbała też o porządki w domu.

Ogród kwiatowy rozciągał się z lewej strony i sięgał niemal aż do ulicy Stodolnej, oryginalnie urządzony, z trawnikami poprzecinanymi krętymi alejkami, które były wysadzane różnymi kwiatami. W jednej części rosły floksy, prymulki, w innej stokrotki i niezapominajki, konwalie. Pięknie prezentowały się klomby, zdobiły je różnorodne kwiaty. W całość wkomponowany był zadbany maliniak. O ogród dbał zatrudniony w tym celu człowiek. Rosły też drzewa owocowe-jabłonie, grusze, wiśnie. Było to doskonałe miejsce do zabaw Janki i jej koleżanek. Miały tam ogromną swobodę. W alejkach przecinających ogród mogły bawić się w chowanego, pałkę-tatarkę i klasy.

Miały tam też dziewczynki swoje “radości” – huśtawkę, schody, ławeczkę. Huśtawka była drewniana, zrobiona dla osoby dorosłej, z blokadą i Janka mogła huśtać się na niej bardzo wysoko, co też czyniła namiętnie.

Drugą “radością” były schody zrobione z 7 stopni, ustawione przy rzeźbionym płocie. Z nich można było obserwować spacerujących ulicą ludzi. Powodem ustawienia ich w tym miejscu była konstrukcja płotu, który nie posiadał przerw między szczebelkami. W tym czasie zakończony był ukośnym daszkiem (okapem), który miał chronić go przed deszczem (dopiero później przyszło zarządzenie o zmianie wyglądu płotów). Po latach p. Janina wyjaśniła przyczynę wykonania schodów: “były robione dla mamy, by mogła ustawiać na nich kwiaty, które lubiła…”.

Warto podkreślić, że w sąsiedztwie posesji znajdował się nieistniejący już dom państwa Kiernickich, domy Uszyńskich, Gniewieskich, Kinelów, bogata posesja państwa Wegnerów. Jednak dom i ogród państwa Rackiewiczów wyróżniał się artyzmem.

Okres wojenny i pobyt pani Janiny w obozie koncentracyjnym spowodował, że wygląd posiadłości uległ zmianie, nastąpiło zubożenie. Dom i ogród straciły swoją świetność.

Kiedy po latach p. Janina z ojcem opuszczała Łuków sprzedano dom. Kupili go państwo Rekowie. W pierwszych latach dom nie zmienił swego wyglądu, ale kiedy właściciele przenieśli się i zamieszkali na Stodolnej, przebudowany został do potrzeb handlu i wynajmu.

A w moich uszach nadal brzmią słowa p. Marii: “Nigdy więcej nie widziałam i nie spotkałam takiego domu”.

Wyrażam podziękowanie za otwartość i udostępnienie mi informacji p. Marii Zdanowskiej oraz obecnym właścicielom.

Autor: Hanna Wiącek
Źródło: “Nowa Gazeta Łukowska” 10/2002

Dodaj komentarz

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.