Krótki dzień listopadowy ma się ku końcowi — w stolicy cisza jak przed burzą — dziki satrapa drzemie spokojnie po dobrym obiedzie, spokojni mieszkańcy śpieszą w odwiedziny do sąsiadów lub do teatru, w szkole wojskowej młodzież słucha wykładu strategji. Lecz wkrótce ciszę tę przerywa alarm na ulicach. Słychać spieszne kroki, szepty, nawoływania, w mroku zapadającego wieczoru widać sylwetki ludzi, spieszących w stronę Alei Ujazdowskich i Belwederu — na niebie łuna pożaru. To młodzież ze Szkoły Podchorążych i akademicy warszawscy. Co ich prowadzi w stronę Belwederu? Czy idą ofiarować swe wierne służby dzikiemu satrapie? wyrazić mu czołobitność?
Głowy hardo wzniesione, złowrogie błyski w oczach, ręce kurczowo zaciśnięte mówią nam co innego.
Wieczór 29 listopada 1830 r. — data ta na zawsze wyryła się w pamięci Polaków — to wieczór obrachunku z okrutnym wielkorządcą i z całą rodziną carską, to wieczór zemsty za sponiewieraną godność ludzką Polaków, za 15 lat bezprawia, za męki znoszone przez najlepszych synów Ojczyzny w podziemiach więziennych, za tęsknotę wygnańców, za splugawienie tronu Piastów i Jagiellonów, za wszystkie krzywdy od czasów saskich — to wieczór przebudzenia się ducha narodowego — to wieczór cudowny, legendowy — bo oto Polska wstaje, wstrząsa jarzmem, zrzuca kajdany, prostuje skrępowane członki i staje wobec świata wolna, dumna, młoda Polska, Polska rewolucyjna.
To nie jesień, to nie listopad, to jutrzenka nowego życia, wiosna narodu; w szlachetnych sercach bohaterskiej młodzieży odzywa się echo majowe, dewiza konstytucji: równość, wolność, niepodległość.
W – uszach brzmią słowa odezwy ukochanego Naczelnika w sukmanie: “W pogardzie śmierci jedyna jest nadzieja polepszenia losu naszego i przyszłych pokoleń; pierwszy krok do zrzucenia niewoli jest odważyć się być wolnym i pierwszy krok do zwycięstwa poznać się na własnej sile!”
To wieczór radosny dla nas, drogi dla każdego prawego Polaka, lecz straszny dla ciemięzców — okrutny satrapa, brat potężnego monarchy, szuka ratunku w ucieczce haniebnej wraz ze swemi doradcami i rabami.
W piersiach rozpacz uwięziona w listopadzie wstrząsła serce — wstaje Polska z grobu łona — pierzchają dumni morderce.
Śmiały czyn podchorążych zagrzał naród do walki, przyłączyła się ludność Warszawy, a nazajutrz powstanie ogarnęło kraj cały.
I przesuwają się przed naszemi oczyma tragiczne dzieje powstania, rozpoczętego z taką wiarą i entuzjazmem.
Z jednej strony bezgraniczne poświęcenie wojska i obywateli — z drugiej obojętność, brak wiary w powodzenie powstania u przywódców, niezdecydowane stanowisko sejmu, zmieniającego wodzów naczelnych, jak rękawiczki i utrudniającego ich działalność.
Któż jest istotnym bohaterem 1830 r. ?
W swej cudownej wizji Stanisław Wyspiański daje nam odpowiedź: żołnierz, szary żołnierz polski. Jeżeli z rocznicą powstania styczniowego na zawsze jest związana postać Romualda Traugutta, to z rocznicą listopadową postać bohaterskiego “czwartaka” ułanów Dwernickiego, artylerzystów Bema.
Przez cały szereg lat niewoli młodzież, grupująca się w związkach niepodległościowych modliła się w rocznicę listopadową!
Daj nam, Boże, abyśmy byli takimi, jak oni, żołnierze polscy z 1830 r, abyśmy umieli walczyć i umierać, jak oni, z pod Olszynki, — ale błagamy Cię, Boże, daj nam Wodza!
Modlitwa została wysłuchaną — w tym samym miesiącu w niespełna 100 lat po stłumieniu bohaterskich wysiłków powstańców 1830 r. Polska odzyskała Niepodległość, zawdzięczając jej męstwu swych żołnierzy i genjuszowi Wodza.
Ziemia Łukowska 2 razy stała się terenem walk w ciągu pamiętnej wojny 1830/31 r.
Pierwsze spotkanie wojska polskiego z wrogiem nastąpiło dn. 14 lutego 1831 r. pod Stoczkiem, gdzie gen. Dwernicki rozbił zupełnie korpus Geismara, który straciwszy 1000 ludzi i 11 dział w popłochu opuścił pole bitwy. Tutaj to bataljon piechoty polskiej, po raz pierwszy znajdujący się w ogniu, stał w miejscu jak mur i śpiewał pełną piersią mazurka Dąbrowskiego. Śpiew miał być tak potężny, że huk armat zagłuszał.
Po raz drugi okolice Łukowa stały się widownią krwawej rozprawy przy końcu sierpnia 1831 r. na krótko przed kapitulacją Warszawy.
Gen. Ramorino, który wraz z innymi oficerami francuskimi, przybył do Polski jako ochotnik, ażeby wziąć udział w powstaniu, otrzymał rozkaz oczyszczenia prawego brzegu Wisły od nieprzyjaciela i zaopatrzenia stamtąd stolicy w żywność. Wyruszył więc z 20.000 wojska na wschód, mając zarazem polecenie, zagrażającego z tej strony Warszawie, Rozena przerzucić za Bug. Gen. Ramorino stoczył wtedy zwycięską bitwę z Rozenem pod Krynką koło Łukowa i pod Międzyrzecem, ale nie pośpieszył dość szybko, aby mu przeciąć linję odwrotową do Brześcia, skutkiem czego Rożen wycofał się, a Ramorino w pościgu oddalił się zbyt daleko od stolicy, która była wtedy w największem niebezpieczeństwie. W ten sposób wyprawa gen. Ramorina osłabiła tylko w stanowczej chwili obronę stolicy, a zamierzonego celu nie osiągnęła.
Autor: Marja Skarżyńska
Źródło: “Gazeta Powiatu Łukowskiego” No 11(29) Rok III. 1 grudnia 1930 r.
Dodaj komentarz