W Łukowie zmarł w tych dniach w wieku lat 61 ś. p. Aleksander Chotkowski, miejscowy kupiec i obywatel. Był to dzielny opiekun swego miasta i zacny człowiek; pozostawił też w sercach ludzi dobre wspomnienie, a w dziejach miasta zasługi je go, jako człowieka publicznego, zapisane będą na poczesnem miejscu.
Zasługi człowieka czynu w takiem mieście prowincjonalnem, jak Łuków, gdzie niema wcale ruchu umysłowego i ludność jest uboga ekonomicznie, powinny być podwójnie liczone — na miarę dobrych chęci — bo działa on tam skrępowany apatią Ogólną, a głos jego ginie w pustce bez oddźwięku. Ś. p. Chotkowski był nadto sam człowiekiem niezamożnym i nie mógł planów swoich bez pomocy współobywateli urzeczywistnić.
Nie było sprawy “dobra publicznego” w mieście, któraby bez jego inicjatywy i pomocy się obeszła; czy chodziło o szkołę, czy o straż ogniową, czy o chór kościelny, czy o teatr amatorski — wszędzie główną sprężyną był ś. p. Chotkowski.
Obyż po śmierci jego rozpoczęta przezeń sprawa szkoły realnej nie poszła w zapomnienie! Jako członek komisji szkolnej dziesięć lat uporczywie pracował nad ideą stworzenia w Łukowie jakiej takiej szkoły dla dzieci miejscowych. Chodziło mu o zaspokojenie potrzeby elementarnego kształcenia dzieci, dla których dziś istnieje w Łukowie tylko jednooddziałowa szkółka męska.
Szkółka ta mieści się w gmachu dawnego klasztoru bernardyńskiego, znajdującego się od r. 1869-go w posiadaniu władz edukacyjnych. Z inicjatywy ś. p. Chotkowskiogo, podanej w r. 1890-ym, obywatele łukowscy podjęli się wyrestaurować mury b. klasztoru swoim kosztem, wzamian zaś prosili władzę o odstąpienie tych murów na własność miasta i o utworzenie nowego oddziału szkółki dla chłopców oraz oddziału dla dziewcząt. W r. 1894 nastąpiło Najwyższe zezwolenie na oddanie gmachu na własność miasta; wówczas obywatele za podnietą ś. p. Chotkowskiogo robili już starania o założenie czteroklasowej szkoły miejskiej a w r. 1898 zdecydowali się na szkołę realną dowolnego typu, według uznania władzy szkolnej.
Sprawa napozór prosta a jednak trudna do rozwiązania dla braku dobrych chęci wśród ogółu i dla braku pieniędzy. Trzeba na to było takiego idealisty, jak ś. p. Chotkowski, żeby sprawie nie dać zasnąć. Aby uchronić mury klasztoru od ostatecznej ruiny, zdołano je pokryć nowym dachem i blachą, ale potem przeszło trzy lata czekać trzeba było na architekta miejskiego, aby sporządził plan przebudowy gmachu na szkołę i dał kosztorys.
ś. p. Chotkowski gotów był poruszyć niebo i ziemię, aby znaleźć fundusz na odbudowę tej szkoły i na jej uposażenie, bo tylko w tym razie uzyskałoby się na nią pozwolenie. Pobudzał więc do składek, poruszał filantropów i redagował podania; nie doprowadził za życia sprawy do końca, ale jej rozwiązanie uprawdopodobnił; bez niego nie posunęłaby się ani kroku naprzód.
Epizod, dotyczący szkoły, umyślnie zaznaczyliśmy szerzej dla przykładu innym miastom, dla zwrócenia uwagi na pilną potrzebę szkoły łukowskiej i dla wydobycia, na jaw zasług ś. p. Chotkowitkiego. Niech mu ziemia lekka będzie!
Żródło: “Kurjer Warszawski” Nr. 266 Dnia 13 (26) września 1900 r.
W Łukowie zmarł ś. p. Aleksander – Klemens Chotkowski, kupiec i obywatel tamtejszy, prawdziwy ojciec miasta. Żądny czynu dla dobra swego społeczeństwa, silną wolą, zabiegami mrówczemi budził do życia instytucye, był duszą wszelkich zacnych dążeń, natchnieniem twórczem, cementem, łączącym jednostki idące w rozsypkę. Przewodniczył chórowi kościelnemu, zaopatrując go w muzykalia, należał do najczynniejszych założycieli i przewodników ochotniczej straży ogniowej, organizował przedstawienia na cele publiczne, prowadząc sumienną, drobiazgową kronikę dziejów teatru amatorskiego w Łukowie. Biedni polscy artyści koczujący, skoro zawadzili o Łuków, stawali się domownikami Chotkowskiego. Radą, ofiarą i chlebem dzielił się z nimi, zarówno, jak ze wszystkimi uboższymi ludźmi. Dom jego ogniskował życie umysłowe i towarzyskie całego Łukowa, jakkolwiek pan domu nie był bogaczem. Za jego to radą obywatele miasta wyrestaurowali mury b. klasztoru swym kosztem, wzamian za co otrzymali gmach na własność miasta; tam to mieści się szkółka miejska, tam to projektował Chotkowski otworzyć szkołę realną. Poruszał niebo i ziemię, aby znaleźć fundusz na uposażenie tej szkoły, pobudzał do składek, wynajdywał filantropów, redagował podania … “Nic dla siebie, wszystko dla drugich!” Gdyby każde miasto prowincyonalne miało takiego Chotkowskiego, życie społeczne inaczej by się przedstawiało.
Źródło: “Biesiada Literacka” No 40, 5 października (22) września 1900.
Mrówcza praca Administratorów tej strony napawa mnie podziwem, Jako z urodzenia Łukowianin obecnie mieszkający w Zachodniopomorskim powiecie Koszalińskim, rejonie bez polskich ziemiańskich tradycji. Niesamowite jest czytanie tak odległych w czasie sprawozdań, fragmentów gazet itp. oraz oglądanie fotografii z życia mieszkańców miasta.
Bardzo dziękuję
Maciej.
Z prawdziwym wzruszeniem natknąłem się na to wspomnienie dotyczące mojego pradziada. Od kilkunastu miesięcy zajmuję się historią mojej rodziny, związanej na przełomie XIX i XX wieku z Łukowem. Wiele dokumentów odnalazłem dzięki mikrofilmom aktów z parafii w Łukowie. Niestety ostatnio w Łukowie nie byłem.
Wyrazy uznania i wielkie dzięki,
Andrzej Ch.