Łuków i jego okolice. Mieszkańcy. Wprowadzenie Pijarów. Główniejsi fundatorowie i dobroczyńcy. Pożary. Kościół i gmachy szkolne oraz kollegium. Szkoły. Konwikt imienia Szaniawskich i Izdebskich. Inne zdarzenia.
I
Kiedy i przez kogo został założony Łuków, po mimo szperania w dochowanych dokumentach i przywilejach znaleźć nie mogliśmy; częste bardzo pożary i napady sąsiedniej dziczy, mogły zniszczyć, choćby i istniały jakie ślady piśmienne o początku miasta. Pytaliśmy starych ludzi miejscowych i okolicznych, czy przynajmniej jakiej legendy nie znali, coby mogła naprowadzić na trop historyczny, a zatem pewniejszy; nic wszakże nie można było wybadać z poczciwych podlasian.
Baliński w swej “Starożytnej Polsce” również powiada, że niema pewności od kogo był Łuków założony, i dodaje że musiał być osadą Polski, gdzie mógł istnieć zamek broniący granic od napadu nieuskromionych i bałwochwalczych Jadźwingów. Bolesław Wstydliwy osadził tu Templaryuszów około roku 1250 częścią dla obrony granic, częścią dla nawracania pogan do wiary chrześciańskiej.
Jeszcze pod owe czasy wiara chrześciańska nie była w tych stronach ani dostatecznie rozszerzona, ani gruntownie znana. Kiedy się o tem dowiedział Innocenty IV, polecił opatowi z Mezzano, legatowi swemu w Polsce aby skłonił Biskupa krakowskiego do troskliwszej baczności na ludy tej okolicy. A gdyby tego pomieniony Biskup zaniechał, lub nie mógł uczynić, miał opat legat porozumiawszy się z Arcybiskupem gnieźnieńskim jako Metropolitą, oraz z Biskupem krakowskim i innymi, erygować w Łukowie stolicę biskupią i na niej osadzić jakiego przykładnego i wymownego Franciszkana. Taka jest treść instrukcyi danej legatowi od Papieża, przytoczona w Rocznikach Ryanalda (Tom I Nr. 26, rok 1254, Ogólnego Zbioru T. XIII).
Podług p. Balińskiego miała pod Łukowem zajść owa sławna bitwa, w której Bolesław Wstydliwy poraził na głowę Jadźwingów, zmusiwszy pozostałych do przyjęcia chrztu; a przynajmniej podanie tak utrzymuje, ciągną dalej autorowie “Starożytnej Polski” a lud wzniesiony na tę pamiątkę kopiec, kopcem Jadźwingów nazywa. My wszakże ani kopca nie widzieliśmy, ani podania ludu nie słyszeli o owej bitwie, chociaż o Jadźwingach można jeszcze usłyszyć gwarzących starców.
Królowie nasi zwłaszcza z familii Jagiellonów zwiedzając często rodzinną Litwę, nawiedzali lezący na drodze Łuków i nie szczędzili przywilejów zwłaszcza na jarmarki, chcąc podźwignąć miasteczko napadami Tatarów i pogorzelą podupadłe. Z pomiędzy takich przywilejów magistrat tamtejszy chowa autentyczne pargaminy z ogromnemi pieczęciami, królów: Władysława Jagiełły, Kazimierza Jagiellończyka, Aleksandra, Zygmunta Starego i Zygmunta Augusta nadto Zygmunta IIIgo i Władysława IVgo.
W czasie zamieszek krajowych, uległ Łuków zarówno z innemi miasteczkami okolicy napadom, oprócz już wzmiakowanych Tatarów, napadowi Kozaków, za Jana Kazimierza, którzy spalili parafialny kościół i szpital św. Leonarda. Niedługo potem wtargnęli Siedmiogrodzanie Rakoczego i całe prawie miasto zrabowali i spalili. Później Szwedzi za Augusta IIgo Sasa nie mało wyrządzili szkody już i tak podupadłemu miastu.
Obecnie liczy Łuków około 300 domów po większej części drewnianych; mieszkańców zaś do 3,000 z których większa połowa wyznania Mojżeszowego, drobny prowadząca handel, katolicy, wszyscy prawie rolnicy.
Znajduje się tu kościół i klasztor OO. Bernardynó w fundowany przez Erazma Domaszewskiego koniuszego koronnego i starostę łukowskiego r. 1629; sąd pokoju i stolica powiatu
II
Lud ubiera się i mów i z mazowiecka, być więc może, że po wytępieniu Jadźwingów osada Mazurów zajęła te strony. Podzielić go można na trzy warstwy. Chłopi w części okolizonowani a w części robiący jeszcze pańszczyznę, mają się nieźle i noszą siwe kapoty wykładane niebieskiemi taśmami, czapki barankiem bramowane albo jak latem słomiane kapelusze. Jest to ubiór świąteczny.
Nieraz w niedzielę i uroczystość kościelną, ujrzysz ich pojedynczemi wózkami spieszących do kościoła, odzianych schludnie i czysto; koń dobry, wóz kuty, postawa zuchowała. Drugą a bardzo liczną warstwę mieszkańców z okolicy Łukowa stanowi drobna albo półtoraczna szlachta tak zwana dlatego, że nieraz cały majątek pana brata wynosi półtora zagonu w jeden zoranego, ciągnący się staj kilkanaście. Cecha szczególna, tej klasy a która zda się pozostała z dawnych czasów, jest nadzwyczajna chęć pieniactwa, często o gęś lub kurę; zresztą pod względem oświaty nie różni się od chłopów, jednak z pod oka na nich pogląda i broń Boże! nie łączy się z niemi związkiem małżeńskim. Dopytasz się tez panów braci nieraz i o protoplastę który z szabelką na sznurku przypasaną jeździł i pił na sejmikach; dlatego to i prawnuki tak górno głowę noszą! Rzadko który z nich umie czytać, a pod względem ubrania odznaczają się od chłopów pasem czerwonym którym po staremu siwe przepasują kapoty.
Obie te klassy mieszkające po wioskach, są nadzwyczaj zabobonne; wierzą w czarownice, strzygi, upiory, zmory i tp. wymysły fantazyi, o których cudowne rozpowiadają rzeczy. Uczucia religijne, chociaż w zawiązku tylko są wszakże mocno zakorzenione; wielki szacunek dla religii i jej sług rzekłbym, że szczególniej cechuje tych stron mieszkańców. Trzecia wreszcie warstwa składająca się z mieszkańców miasteczek oraz officyalistów dworskich, ubiera się nieco odmienniej od dwóch poprzednich umie po większej części czytać i pisać a jak szlachta gardzi chłopami, tak ci jednych i drugich nie wiele sobie cenią.
Ks. Ignacy Włodek w swej charakterystyce plemion składających dawną Polskę nazywa Łukowian spokojnymi ale żarłokami; 1)O naukach wyzwolonych, Rzym 1780, str. 118. pierwszy przymiot da się otrzymać dopóty, dopóki głów nie zagrzeją, gdyż wstrzemięźliwością wcale nie grzeszą; czy są żarłokami nie wiemy skąd ks. Włodek o tem się przekonał, albowiem nie widzieliśmy, aby mieszkańcy Łukowskiego jadali więcej jak po innych stronach naszego kraju. Jednem słowem tak zcharakteryzujemy łukowskich mieszkańców i okolicę przez nich zamieszkaną:
Lud spokojny, smętny, cichy,
Zagonowej szlachty chmara:
Grunt piasczysty, grzązki, lichy,
I processów co niemiara.
III
Teraz przystąpimy do samych Pijarów, historya których ma stanowić główny wątek obecnego artykułu.
Już szeroko sięgały osady pijarskie po Koronie i Litwie, kiedy szlachta ziemi łukowskiej zapragnęła i u siebie mieć to użyteczne zgromadzenie, naprzód przeznaczając fundusze potrzebne dla utrzymania nauczycieli oraz miejsce na kościół i kollegium. Już na Trybunale piotrkowskim (1695) sędziowie łukowscy zachęcali Pijarów aby się przenieśli do ich ziemi; a wkrótce potem posłowie wyprawieni na sejm walny do Warszawy tak gorąco prosili o przysłanie im kilku członków tego zakonu, iż jak mówi kronikarz, zdawali się być wybranymi nie tylko na sejm królestwa lecz i do kollegium naszego warszawskiego. Wszystko jednakże mogłoby się rozchwiać, gdyby nie zabiegi Jana-Dominika Jezierskiego sędziego ziemi łukowskiej, który na sejmie lubelskim (1696) zaproponował, ażeby szlachta sól sobie przypadającą pozwoliła przez rok jeden spieniężyć, summę ztąd zebraną umieścić na procencie a tem samem zebrać jaki taki fundusik na początek dla Pijarów, których sprowadzenie najczynniej popierał. Szlachta łukowska chętnie na to przystała, mimo oporu kilku mniej życzliwych dbających więcej o osobiste korzyści, jak o dobro ogółu.
Jezierski tedy zebraną summę 5,700 złp. umieścił na Synagodze a ze swej strony ulokował 4,000 złp. na procencie przeznaczając 3,000 na potrzeby fundacyjne, 1,000 zaś na odprawianie 50 Mszy świętych po swojej śmierci. Tak więc rok 1696 możemy uważać za czas w którym Pijarzy wzięli początek w Łukowie.
Za przykładem Jezierskiego poszedł Stanisław na Rozwadowie Rozwadowski chorąży ziemi łukowskiej ofiarując 4,000 złp.: Krzysztof Jezierski brat Dominika przeznaczył złp. 1,500; Adam na Szaniawach Szaniawski pisarz ziemski łukowski pomnożył summę fundacyjną zapisem 1,000 złp. na dobrach swoich Jastków. Jan Stanisław Zarzecki zapisał 2,000 złp. Nadto, wspomniany już Dominik Jezierski najgorliwszy Pijarów zwolennik, dla zaspokojenia potrzeb professorów oddał im folwark Świdry tuż pod Łukowem leżący: czem najczynniej się przyłożył do wykonania przedsięwziętego dzieła.
Łącznie z inną szlachtą, Jezierski krzątał się około nabycia placów pod kościół i kollegium, zwózki drzewa budowlanego i wyprosił u ówczasowego prowincyała Pijarów, że tenże przysłał z Warszawy do Łukowa dwóch kapłanów dla zaakceptowania darów funduszowych; jednakże wahali się jeszcze Pijarzy z osiedleniem na nowej siedzibie, z powodu szczupłych zasobów nie wystarczających jeszcze na dźwignienie jakich takich zabudowań dla siebie i młodzieży szkolnej. Szlacht a się niecierpliwiła, bo ani nie miała pewności czy będą Pijarzy, ani użytkować mogła z poczynionych zapisów; kiedy więc przybył do Polski Jan-Franciszek jenerał pijarski, naówczas Stanisław Rozwadowski, chorąży łukowski zażądał od niego, by raczył przyspieszyć zaprowadzenie szkół pobożnych. Wysłał zatem jenerał dwóch kapłanów pod okiem których za zezwoleniem Biskupa krakowskiego, zaczęto budować gmachy szkolne (1697). W roku następnym prowincyał zwiedzający nową siedzibę zastał ją jeszcze bardzo ubogą, bo ledwie dwóch członków mogła utrzymać; a cóż tu jeszcze myśleć o szkołach! Odważnym wszakże los sprzyja, jak mówi przysłowie . Pomimo ciągłych sporów z mieszkańcami miasta o grunta i place, gdzie każdy rad był mieć zgromadzenie, ale i piędzi ziemi ustąpić nie chciał, udało się wreszcie Pijarom otworzyć szkoły r. 1701.
IV
Około roku 1704 za rektorstwa niejakiego ks. Piotra przedsięwzięto budowę drewnianego kościoła; pierwszy kamień położył i pobłogosławił Dłużewski suffragan chełmski, za zezwoleniem właściwego Biskupa krakowskiego Kazimierza Łubieńskiego; za tytuł kościoła wzięto Przemienienie Pańskie, pod wezwaniem św. Wawrzeńca. Drewniany ten kościółek budowano aż do roku 1712. Owczasowy rektor ks. Filip zajął się ozdobieniem wewnątrz i zewnątrz, jego staraniem a kosztem niejakiego Suffczyńskiego podczaszego łukowskiego, wzniesiono zegar na wieży.
W tym stanie trwały rzeczy aż do roku 1725 w którym wybuchły pożar, pochłonął kościół, kollegium i zabudowania gospodarskie. Posłany chłopak w nocy do zegaru który podczas bicia stanął, przestraszony krzykiem sowy uciekł ze strachu, zostawując na drewnianej belce światło. Silny wiatr rozdmuchał ogień szerząc go naokoło: uratowano jedynie bibliotekę. Nowy więc kłopot. Jezierski sędzia łukowski oraz możniejsi obywatele przy troskliwości rektora, częścią pieniędzmi, częścią materyałem, jak np. pani Leszczyńska wojewodzina kaliska, właścicielka Wiśniewa, ofiarując sto tysięcy cegieł, z pomocą spieszyli. Chodziło tylko o budowniczego, ale niebawem i ten się znalazł.
Ks. Ciołkoszewicz proboszcz z Tarłowa , obiecał za 24,000 złp. wystawić kościół ze wszystkiem, co się tyczy podobnych budowli. Zaledwie położono fundamenta, gdy się okazało, że ten pseudo-architekt nie miał wcale pojęcia o sztuce budownictwa, i li tylko własnego upatrywał zysku; dostał więc od kronikarza przydomek: filut sagącissimus, wybrał od rektora do 8,000 złp. a wyekspensował zaledwie 3,000; pozarywał ludzi, nie popłacił mularzom i tak się wymknął zresztą pieniędzy za które kupił swej kuzynce mająteczek. Był to architekt samorodny i jak mówią domorosły, ale nie do takich gmachów jak kościoły. Nie tylko Pijarów, lecz i Karmelitów w Gółowskiej-Woli równie zawiódł swoim talentem. On tez przedsięwziął stawiać parafialny kościół Żelechowski; zaledwie go skończono, a już podniebienie i ściany zaczęły się rysować.
Wzniesione fundamenta pod kościół Pijarski w Łukowie, uznano za niedostateczne i musiano je zniszczyć, gdyż inaczej groziły upadkiem dalszej budowie. Za staraniem ówczesnego prowincyała, przybyli do Łukowa dwaj architekci: Antoni Solari królewski i Paweł Fontanna księcia Sanguszki. Solari nakreślił plan nowego kościoła, który odtąd, budowano ciągle aż do r. 1762, i ukończono za rektorstwa ks. Rogalińskiego. Ks. Dziewulski proboszcz ze Stanina wszystkiemi siłami i całym zasobem dopomagał Pijarom przy tej budowie.
Gmach kollegijny oraz szkolny z początku drewniane ulegały kilkakrotnie powtarzającemu się pożarowi, dopiero około roku 1733 zaczęto stawiać murowane kollegium 2)Już co pożary to okrutnie dały się we znaki tak miastu jak i Pijarom. Roku 1781 znowu zgorzało owe murowane kollegium a roku 1785 zniechęcony do nauki student nazwiskiem Grodzicki z Dziewul, podpalił je, szczęściem wcześnie spostrzeżono ogień i przygaszono takowy, a niecnego sprawcę, po ukaraniu publicznie ze szkół oddalono..
V
Szkoły łukowskie, jakeśmy już wspomnieli otworzone zostały roku 1701 i były prowadzone regularnie, z wyjątkiem niewielkich przerw spowodowanych zamieszkami domowemi jak np. w czasie domowej wojny między stronnictwem Leszczyńskiego i Augusta III.
Licznie garnęła się okoliczna młodzież do Pijarów raz dla blizkości miejsca, a powtóre, że na kilka mil w okolicy nie było wyższej szkoły. Bywało nieraz, pan brat szlachcic przyprowadził wyrostka lat dwudziestu do ks. rektora aby go przyjął pod swą ojcowską opiekę i wyciosał z tego kołka, jaki taki sprzęt użyteczny; ks. rektor się wzdragał, składając na późny wiek przyszłego studenta. Naówczas szlachcic ostatniego chwytając się argumentu, nacisnął dobrze gęś lub prosię ukryte gdzie pod kapotą, i miękczył rektora. Boso nie raz przyprowadzony student, brał cięgi, uczył się i tak niestrojno, niekosztownie wyrastał na użytecznego człowieka.
Wykład nauk w szkołach nie różnił się od innych zakładów naukowych po kraju rozrzuconych; zresztą szkoły Jezuickie na wzór których i nasze się urabiały do czasów Konarskiego, potężnie działały na opinią publiczuą; zmienić coś w systemie wykładu, było to ni mniej ni więcej tylko zostać heretykiem; i trzeba było silnego hartu duszy aby stanąć w zapasy z zakorzenionemi przesądami szlachty uczonej na Alwarze i kochającej złotą wolność.
Łacina stanowiła alfę i omegę ówczesnej uczoności. Konstanty Szaniawski Biskup krakowski chcąc podnieść szkołę łukowską zobowiązał Pijarów do wykładu filozofii i ofiarował na utrzymanie professora 5,000 złp. Tak więc w roku 1732 zaczęto wykładać filozofią. Napotykamy też ślady, że i widowiska sceniczne, jak to było zwyczajem i u Jezuitów, grywali Pijarzy ze studentami w czasie feryj zapustnych.
Na pochwałę szkół łukowskich dodać należy, że tu najprzód zaprowadzono nową metodę uczenia, jaką kommissya edukacyjna przepisała (r. 1774) ks. Edmund Kiełczewski ówczasowy rektor czynny i światły człowiek jak najchętniej zgodził się na wprowadzenie nowego systemu wystawując młodzieży jak nieobliczone ją korzyści czekają, i ile winna królowi i gorliwym o dobro nauk członkom kommissyi.
Szkoły łukowskie dzieliły się na 4 klassy, dopiero roku 1821 dodano 5tą i 6tą i podniesiono je do stopnia szkoły wojewódzkiej 3)P. Łukaszewicz utrzymuje, że zawsze było kla3 6, (historya szkół, T. IV, 216 str.).: uważane za kolonią akademii krakowskiej, do roku 1785 zostawały pod jej supremacyą. W tym czasie ks. Ejsmont prowincyał Pijarów wyrobił uwolnienie szkole tutejszej, i odtąd sama kommissya edukacyjna nad nią czuwała.
Po pierwszym podziale kraju w roku 1773, ponieważ Podoleniec gdzie był nowicyat pijarski, dostał się Austryi, a tem samem utrudnionem zostało porozumiewanie się z władzą zgromadzenia; jak niemniej i dlatego że położony na krańcu dawnej rzeczypospolitej nie był dostępny dla młodzieży z innych prowincyj Polski, przeniesiono go do Łukowa 1774 r. Po ostatnim rozbiorze Polski roku 1795 i kollegia pijarskie zostały rozdzielone, tak że: Chełmskie, Radomskie, Krakowskie, Opolskie i Łukowskie należały do Austryi. Warszawskie z konwiktem Żoliborskim, Piotrkowskie, Łowickie, Wieluńskie, Szczuczyńskie, Górskie, Radziejowskie, Łomżyńskie, Drohickie i Rydzyńskie, przeszły pod pa nowanie Pruss; Międzyrzec Korecki i kollegia prowincyi Litewskiej dostały się Rossyi. Był wówczas prowincyałem ks. Joachim Karwowski. Dla utrzymania kollegiów w jakim takim związku przedsięwziął wizytę; lecz po zwidzeniu tylko kollegium łukowskiego, wzbronił mu rząd austryacki dalszej podróży, a cesarz Franciszek ligi nakazał Pijarom galicyjskim (to jest wszystkim kollegiom do Austryi odpadłym) obrać nowego prowincyała. Na kapitule odbytej w Opolu obrano prowincyalem galicyjskim ks. Zygmunta Linowskiego dotychczasowego rektora krakowskiego. Nowicyat przeniesiono z Łukowa do Opola 4)W Opolu zostawał nowicyat do 1819 r., potem przeniesiony do Łukowa, po r. 1831 powtórnie w Opolu umieszczony, dotąd istnieje..
Połączenie kollegiów austryackich z innemi nastąpiło dopiero po roku 1809 za księstwa warszawskiego; prowincyałem galicyjskim był podtenczas wzmianko wany juz ks. Linowski powtórnie godność tę sprawujący; że jednak wkrótce życia dokonał, obrali sobie Pijarzy ks. Ormińskiego; w księstwie warszawskiem zaś był prowincyałem ks. Wincenty Jakubowski. Ten zwoławszy członków do Warszawy roku 1810 na kapitułę doradził obiór jednego dla obudwóch prowincyj zwierzchnika, na co gdy się zgodzono, ks. Patrycy Przeczytauski wybrany został na prowincyała.
Odtąd aż do roku 1831 szkoła łukowska zarówno z innemi zostawała pod zwierzchnictwem władzy naukowej i prowincyała; zaprowadzona nowa metoda oraz dobór ludzi mniej więcej jednakowo kształconych korzystnie wpływały na oświatę okolicznej szlachty: dziś jeszcze wielu tych stron obywateli zawdzięcza Pijarom swe ukształcenie, mile wspominając ubiegłe lata młode spędzone nad książką, w przyzwoitym rygorze. Może się też poszczycić imionami niepospolitej sławy ludzi którzy w niej pobierali nauki, a z pomiędzy których dosyć jest przypomnieć ks. Kluka naturalistę i p. Br. Trentowskiego filozofa i moralistę.
Z rektorów administrujących kollegium łukowskiem i czuwających nad kierunkiem edukacyi, najlepiej się zasłużyli ks. ks. Rembieliriski, Rogaliński i Kiełczewski + r. 1784.
VI
Część nieoddzielną szkół łukowskich stanowi konwikt imienia Szaniawskich. Było we zwyczaju że możni obywatele bądź duchowni, bądź świeccy przy szkołach, fundowali tak zwane konwikty (convictus, wspólne pożycie) dla członków swojej rodziny albo przynajmniej tegoż samego używających herbu. W bardzo wielu miejscach, tak u Jezuitów jak i u Pijarów znajdowały się kowikty zwykle przez nich administrowane.
W Łukowie fundował taki konwikt ks. Konstanty Szaniawski Biskup krakowski, herbu Junosza. O Konstantym Szaniawskim przechowuje się znana już niejednemu z czytelników powiastka. Przybywszy do Krakowa na nauki, ubogi chłopczyna biegał z garnuszkiem do OO. Reformatów po zasiłek. Pewnego razu w odpust Najświętszej Maryi Panny Anielskiej, gdy w refektarzu było dosyć osób, starosta Łętowski, widząc zgrabnego i skrzętnego chłopaka, dobył dukata i wsunął mu w rękę mówiąc: “pomnij chłopcze jak będziesz Biskupem krakowskim, iżbyś mi puścił klucz radłowski.” W 30 lat potem starosta podupadł a Szaniawski ów udarowany chłopczyna, został rzeczywiście Biskupem krakowskim. Pamiętny dobrodziejstwa i przeszłego swego losu, Biskup posłał po starostę z zaproszeniem na obiad; przy stole wobec licznego grona znakomitych spółbiesiadników, wziął kielich w ręce, wskazał na garnuszek, a zwracając mowę do Łętowskiego, rzeki; “Słuchaj panie bracie! ja to jestem ten Szaniawski, któremu waść dałeś dukata u Reformatów w dzień Najświętszej Maryi Panny Anielskiej; dziś jestem Biskupem krakowskim, wypuszczam waści klucz radłowski, boś sobie był to za warunek położył.” Starosta chciał się rzucić do nóg Biskupowi, ale ten nie dozwolił. Scena ta wszystkich obecnych do łez poruszyła 5)Ks. Łętowski w swoim katalogu biskupów krakowskich, także wspomina o tej anegdotce. Tom II, str. 230.. Ten to Szaniawski założył ów konwikt na dziesięciu członków swojej rodziny, którzy oprócz stołu, pobierali bezpłatnie nauki, odzież i korrepetycyą; dla utrzymania tak alumnów jak i rządcy (regensa) przeznaczył folwark o parę mil od Łukowa leżący, Bystrzycę. Gmach zaś konwiktorski tuż obok kollegium pijarskiego leżący, został wzniesiony prawie wyłącznym kosztem wzmian kowanego Biskupa 6)Datą wzniesienia gmachu jest rok 1730; o czem świadczy tablica marmurowa umieszczona nad wchodowemi drzwiami do konwiktu. Nie mylą się zatem autorowie Starożyt. Polski, jak sądzi Łukaszewicz, który roku 1723 kładzie. (Historya szkół. T. IV, str. 216).. Regensem czyli administratorem konwiktu zawsze jest Pijar mianowany przez swą władzę to jest: przez prowincyała i konsystorz jego; taka bowiem była wola fundatora, aby ta instytucya pozostała na zawsze w ręku zgromadzenia pijarskiego.
Kiedy w r. 1852 zwinięto szkolę łukowską i przeniesiono ją do Siedlec, dodając w zamian do czterech klasa już tam istniejących, piątą, i regens obowiązany został do utrzymywania konwiktu tamże.
Podobny konwikt imienia Izdebskich utrzymuje rektor kollegium łukowskiego. W roku 1787 ks. Mikołaj Izdebski, proboszcz z Wilczysk, poddziekan stężycki z przywiązania ku podupadłej a mnogiej w ziemi łukowskiej familii Izdebskich, ofiarował jako summę funduszową 20,000 złp. (dziś tylko 18,000, gdyż 2,000 złp. ulokowane na Potyczy rząd pruski zabrał), nautrzymywanie ciągle przez Pijarów dwóch alumnów tego imienia. Oba te konwikty są do dziś dnia utrzymywane przez Pijarów łukowskich przy szkole siedleckiej.
Skończylibyśmy na tem tę pobieżną wzmiankę o Pijarach w Łukowie, gdyby nie kilka zdarzeń zapisanych w domowej kronice (historia domus), a rzucających małe światełko na ubiegłą przeszłość naszego kraju. Wprawdzie nie wiążą się te zdarzenia bezpośrednio z Pijarami, lecz mają interes więcej ogólny, i dla tego szkoda ich pokryć milczeniem.
Szwedzi w Łukowie. Niemasz zakątka ziemi w Polsce, któryby nie miał mniej więcej zajmujących wspomnień z naszej przeszłości. Tu Szwed, tam Niemiec, gdzieindziej Tatar krwawo odznaczyli swe pochody. Okopy, kurhany, krzyże, kamienie, mogiły, legendy i pieśni, wszystko to tchnie zapasami, jakie przodkowie nasi wieźć musieli z wrogami wolności. Otóż i w Łukowie spadkiem z dziadów na wnuki dochowały się wspomnienia o Szwedach. Roku 1708 w czasie zawichrzeń domowych, kiedy Leszczyńskiego forytowała Szwecya, a Augusta IIgo Rossya, cały kraj był wystawiony na obozy i przechody wojsk cudzoziemskich. Szwedzi pod jenerałem Ern. Krassau, ścigając partyę saską, podążali ku Lublinowi. Rabowano obywateli, pustoszono kościoły, (w Siedlcach i Domanicach); a kiedy proszono jenerała aby powstrzymał wojsko od grabieży, odrzekł: “Mało mnie to obchodzi, niechaj wszyscy pomrą Polacy, byleby wojsko królewskie żyłu”; a do drugiego szlachcica powiedział: “Łatwo skłonicie się do zgody skoro wszyscy zarówno ubodzy będziecie.”
W Wiśniewie 7)Wioska leżąca na połowie drogi z Siedlec do Łukowa. stał Stanisław Leszczyński a w Maścibrodach 8)Wioska na drodze do Łukowa. Krassau; tu to aż od Wisły sprowadzano żywność dla koni i ludzi pustosząc po tatarsku ubogi kraj Polski. W Łukowie stał pułkownik Bremer, a trzymając się tej zasady, że z nieprzyjaciela i ostatnią skórę zedrzeć można, nałożył kontrybucyą po 6 bitych talarów z każdego domu. Działo się to przed saimem Bożem Narodzeniem; wojsko obarczone łupem, całą noc przechodziło przez miasto. Cała droga od Łukowa do Lublina zawalona była Szwedami; po 100, 30, a rzadko po 20 ludzi stawiano na kwaterach. W Łukowie w gmachu pijarskim, bojazźliwi co mogli pochowali; gdy to doszło uszów Bremera, rozkazał natychmiast odbyć wojskową wizytę. Nie przepuszczono ciałom pod kościołem stojącym, rozbijano trumny, szukano pieniędzy.
Wizytator był bardzo ciekawy, i musiał się dać we znaki ludziom, bo kronikarz nazywa go e Styge a Lucipero ordinatus.
Reduhcya monety. Skutkiem zamieszek krajowych, namnożyło się tez i pieniędzy rozmaitego rodzaju i wartości; dlatego roku 1762 postanowiono, ze monetą kurs mającą są następujące pieniądze:
Tynfy saskie z literą T, z r. 1753, 4, i 5 oznaczone literami E, C, oraz Tynfy królewieckie z wyobrażeniem Cesarzowej Rossyjskiej. Tynfy pruskie z roku 1755 i 6 równające się 35 groszom polskim. Tynfy także pruskie ale z roku 1752 z orłem we środku, wynoszące 30 groszy pols.
Tynfy gdańskie z r. 1759 i 1760 z herbem miasta ró wnające się 33 gr. polsk.
Tynfy wrocławskie z początku 25, a potem 15 gr. polskich wynoszące.
Tynfy berlińskie czyli Bąki także po gr. 15.
Szóstaki saskie, królewieckie i pruskie po 12groszy polskich.
Dwuzłotówki pruskie bite od roku 1754 do 1758 z napisem: VIII guten groschen, równające się 2 złp.
Dwuzłotówki pruskie z literą A, z roku 1759 i magdeburskie z napisem: XII Marien groschen, wynoszące 48 gr. pols.
Ruble rossyjskie wynoszące 7 złp. i 18 gr. ówczaso- wej monety.
Wybór podsędka w Łukowie 1785r. Ubiegali się o podsędkostwo łukowskie: Józef Jastrzębski sędzia łukowski i Brzozowski podkomorzy równie łukowski. Za pierwszym obstawała wszystka, prawie szlachta okoliczna, za drugim Antoni Łaski, sędzia łukowski z garstką braci. Ci, co byli za Jastrzębskim zajęli kościół parafialny i tam po odbytem nabożeństwie zaczęli obrady, pod prezydencyą Pawła Domaszewskiego podstolego łukowskiego. Powszechną zgodą okrzykniono podsędkiem Jastrzębskiego.
Stronnicy Brzozowskiego choć proszeni aby przystąpili do spólnej narady, odmówili swojej obecności i w kamienicy niejakiego Łopacińskiego, osobny sejmik złożyć postanowili. Dla powagi chcieli się dostać do kościoła: ale tak Pijarzy jak i Bernardyni nie dozwolili na krzykliwe obrady; zajęli więc kościółek świętego Ducha.
Przeciwna strona dowiedziawszy się o tem, napada na Brzozowczyków z dobytemi szablami. Wyparci ztąd stronnicy Brzozowskiego udają się znów do kamienicy kończyć zaczęte narady i obierają podsędkiem swego pryncypała. Jastrzębczycy już się tego nie spodziewali: ale gdy wieczorem po zagrzaniu głów, zaczęły się strony szkalować, powtórnie przyszło do szabel. Brzozowczycy mniejsi liczbą, uciekli do kamienicy. Wówczas za częło się formalne oblężenie; siekierami, kamieniami, zburzono improwizowaną twierdzę. To zajście kosztowało 50 ludzi ze stron obudwóch lżej lub ciężej ranionych.
Gdy to doszło do Warszawy, obie strony otrzymały naganę; utrzymał się wszakże Jastrzębski protegowany przez Granowskiego sekretarza królewskiego.
Podobno więc nie mylą się ci, co nam szlachtę ówczesną przedstawiają jako pijacką, kochającą burdy i niesforną; w tak drobnej rzeczy jak wybór podsędka nie mogli się zgodzić panowie bracia; a cóż dopiero mówić o interesach kraju! Mniejsza że kraj zginie , byleby na swojem postawić; wada ta kardynalna i dziś jeszcze niewykorzeniona.
Konarski i Durini. Kto czego szuka, to znajdzie. Przed kilkoma laty, Ojciec Theiner, jezuita, ogłosił dzieło pod tytułem: Klemens XVI i Polska. Mając przystęp do tajemnego archiwum papiezkiego, osnuł swe dzieło jak mówi, na nieznanych a pewnych dokumentach, to jest na relacyach nuncyuszów w Polsce bawiących. Nuncyuszem spólczesnym naszemu Konarskiemu był Angelo Durini, który chociaż w oczy palił kadzidła Konarskiemu i Pijarom, pochwalne pisząc ody, w depeszach wszakże swoich, jak najczarniej tychże samych wystawiał.
Zarzuca Pijarom i Konarskiemu bezreligijność, sprzyjanie partyi antynarodowej, sprowadzanie z zagranicy złych książek; jednem słowem, ze czci i wiary ich odziera. Bylibyśmy o tem może nieprędko wiedzieli, ale usłużny Przegląd Poznański, nie znalazłszy ciekawszego ustępu we wspomnionem dziele, potrudził się wytłumaczeniem go na Polskie i umieścił w swych kolumnach. Nie dziwilibyśmy się Theinerowi, jako cudzoziemcowi, ale redaktorowie Przeglądu, powinni trochę lepiej znać historyą, przytaczając bowiem ten ustęp, wzięli na siebie odpowiedzialność za zasady i fakta przytaczane. Mniejsza o to kto kieruje Przeglądem, byleby więcej sumienności było dla ludzi innych zasad; otóż tam właśnie brak tego.
Bardzo nas zasmuciła ta charakterystyka Pijarów i Konarskiego, bośmy mimo sukni pijarskiej, zawsze z dobrej strony zarówno z całą Polską, przywykli uważać tamtoczesnych ludzi zgromadzenia a zwłaszcza Konarskiego. Aż tu na raz spada aureola włożona ręka najświatlejszych pisarzy i znika złudzenie. Ale bądźmy cierpliwi. W rok niespełna po przeczytaniu owego artykułu, przeglądaliśmy historyą kollegium łukowskiego i szczęściem na te same natrafiliśmy zdarzenia.
Niejaki ks. Mikulicz Pijar, nie najlepszego prowadzenia człowiek, karany w zgromadzeniu, udał się pod protekcyą nuncyusza, i nazmyślawszy niesłychanych nadużyć, jakich się niby Pijarzy dopuszczali, najczarniej odmalował zwłaszcza przełożonych. Otóż źródło z którego czerpał Angelo Durini swoje autentyczne o Polsce wiadomości; mógł mieć jeszcze i innych tego rodzaju denuncyantów, bo sam zatrudniony pisaniem wierszy deł na pochwałę, piesków, kotków i t. p. nie miał czasu na sumienne przejrzenie stanu społecznego i religijnego w kraju, nad którym nadzór papiezki trzymał.
Wiele mielibyśmy do powiedzenia, na obronę Pijarów i Konarskiego; ale że w części wyręczył nas p. Łukaszewicz w zeszycie tegorocznym Biblioteki Warszawskiej, w części też obawiając się uchodzić za panegirystę własnego domu, poprzestajemy na przytoczeniu faktu, który może posłużyć do słuszniejszego sądzenia ludzi zasłużonych i ostrożniejszego wydawania wyroku potępienia na umarłych, aby poprzeć forytowaną przez siebie partyę.
Łuków w sierpniu, 1859 r.
Ze zbiorów X. J. POLKOWSKIEGO
Autor: Ks. F. Krupiński, S. P.
Źródło: “Pamiętnik Religijno-Moralny” IV , listopad 1859 r. – Biblioteka Narodowa
Łuków miasteczko, w dzisiejszej gubernii lubelskiej, a dawnem województwie podlaskiem, stołeczne ziemi tegoż nazwiska, nad rzeką Wielką Krzną, która latem wysycha.
Przypisy
↑1 | O naukach wyzwolonych, Rzym 1780, str. 118. |
↑2 | Już co pożary to okrutnie dały się we znaki tak miastu jak i Pijarom. Roku 1781 znowu zgorzało owe murowane kollegium a roku 1785 zniechęcony do nauki student nazwiskiem Grodzicki z Dziewul, podpalił je, szczęściem wcześnie spostrzeżono ogień i przygaszono takowy, a niecnego sprawcę, po ukaraniu publicznie ze szkół oddalono. |
↑3 | P. Łukaszewicz utrzymuje, że zawsze było kla3 6, (historya szkół, T. IV, 216 str.). |
↑4 | W Opolu zostawał nowicyat do 1819 r., potem przeniesiony do Łukowa, po r. 1831 powtórnie w Opolu umieszczony, dotąd istnieje. |
↑5 | Ks. Łętowski w swoim katalogu biskupów krakowskich, także wspomina o tej anegdotce. Tom II, str. 230. |
↑6 | Datą wzniesienia gmachu jest rok 1730; o czem świadczy tablica marmurowa umieszczona nad wchodowemi drzwiami do konwiktu. Nie mylą się zatem autorowie Starożyt. Polski, jak sądzi Łukaszewicz, który roku 1723 kładzie. (Historya szkół. T. IV, str. 216). |
↑7 | Wioska leżąca na połowie drogi z Siedlec do Łukowa. |
↑8 | Wioska na drodze do Łukowa. |
Dodaj komentarz